Około dwustu gości i stu pracowników czterogwiazdkowego hotelu Metropark w Hongkongu zostało objętych tygodniową kwarantanną, gdy w organizmie mieszkającego tam Meksykanina stwierdzono obecność wirusa H1N1. U części osób zauważono objawy grypopodobne - informują tamtejsze służby sanitarne. Wśród gości jest dwóch Polaków. Nasi rodacy czują się dobrze, ale są poirytowani sytuacją, jaka ich spotkała.
Niektórzy mają symptomy grypy, w tym gorączkę. Zostali przebadani w szpitalach. Na razie u nikogo z objętych kwarantanną nie wykryto wirusa - wyjaśnił doktor Thomas Tsang z Centrum Ochrony Zdrowia w Hongkongu.
W hotelu odizolowanych zostało między innymi dwóch Polaków. W rozmowie z dziennikarką RMF FM pan Aleksander z Warszawy stwierdził, że skazano go na kwarantannę, mimo że zameldował się w hotelu kilka godzin po tym, jak zarażony wirusem świńskiej grypy mężczyzna wyjechał taksówką do lekarza. Oni tutaj dmuchają na zimne. To są bardzo ścisłe procedury. Nikt nie ma nic do gadania. Można się buntować, ale stoi policja - powiedział. Posłuchaj:
Jesteśmy w podróży służbowej. W zasadzie mieliśmy tak naprawdę przesiadkę w Hongkongu, jedną noc chcieliśmy tutaj spędzić. Tym razem wybrałem inny hotel i okazało się, że raczej felerny - tłumaczy powody swojej irytacji pan Aleksander:
Dodaje również, że w Hongkongu bardzo łatwo się przeziębić. Tu się permanentnie nadużywa klimatyzacji - mówi:
Tylko przez dwie minuty byłem holu. Nawet nie zdążyłem się zameldować, nie wszedłem do pokoju, stałem tam tylko przez dwie minuty. Rozmawiałem tylko z jedną osobą - skarży się natomiast również zatrzymany w Hongkongu Francuz.
Hotel został otoczony kordonem policjantów w maskach na twarzach. Funkcjonariusze pilnują, by nikt nie wyszedł z jego środka. Dwanaście osób, które stanowczo odmówiły pozostania w hotelu, przewieziono w pobliże granicy z kontynentalnymi Chinami. Zdaniem ekspertów ds. chorób zakaźnych reakcja władz jest przesadna.
Do ponad sześciuset wzrosła liczba potwierdzonych przez Światową Organizację Zdrowia przypadków zachorowań na świńską grypę. Najwięcej, bo 443 przypadki, w tym szesnaście śmiertelnych, odnotowano w Meksyku, o czym poinformował w sobotę tamtejszy minister zdrowia Jose Angel Cordova.
Cordova podkreślił, że - jak się wydaje - epidemia grypy wywołanej wirusem A/H1N1 na terenie Meksyku weszła w fazę stabilizacji. Dodał jednak ostrożnie, że jest zbyt wcześnie, by twierdzić, że kraj najgorsze ma już za sobą.
Po Meksyku, najwięcej zachorowań - 141 - potwierdzono w Stanach Zjednoczonych. Amerykańskie służby sanitarne z powodu rozprzestrzeniania się choroby odradzają powitalne uściski i pocałunki, a nawet podanie dłoni. Wystarczy ukłon. Z powodu zagrożenia wielu amerykańskich uczniów nie będzie też miało tradycyjnego zakończenia roku szkolnego. Posłuchaj relacji waszyngtońskiego korespondenta RMF FM Łukasza Wysockiego:
Amerykanie karnie stosują się do zaleceń władz. Jak donosi nasz korespondent, że szpitale są pełne ludzi z objawami przeziębienia. Posłuchaj:
Przypadki grypy wywołanej przez wirus A/H1N1 potwierdzono także w Austrii, Chinach, Danii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Izraelu, Kanadzie, Korei Południowej, Niemczech, Nowej Zelandii, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. Włoska agencja ANSA poinformowała, że pierwszy przypadek świńskiej grypy wykryto także we Włoszech. Pacjent, u którego testy wykazały wynik pozytywny, przebywa w szpitalu w mieście Massa w Toskanii. Mężczyzna sam zgłosił się z objawami wskazującym na zakażenie; kilka dni temu wrócił z Meksyku.
WHO powtórzyła, że nie zaleca ograniczania zwykłych podróży ani zamykania granic, choć "uważa za stosowne, by osoby chore przełożyły podróże międzynarodowe, a ci, którzy mają symptomy grypy po podróży zagranicznej, zgłosili się do lekarza". Światowa Organizacja Zdrowia podkreśliła również, że "nie ma ryzyka zarażenia się tym wirusem grypy przez jedzenie dokładnie ugotowanej wieprzowiny czy produktów z tego mięsa".
Organizacja zaleca zwiększenie higieny, a zwłaszcza częstsze mycie rąk mydłem.