Meloni, Orban, Zurabiszwili i nie tylko. Przywódcy państw, liderzy prawicowych partii i ruchów oraz wysocy rangą dyplomaci przyjadą 20 stycznia do Waszyngtonu na zaprzysiężenie Donalda Trumpa. Będzie to pierwsza taka inauguracja prezydentury w historii Stanów Zjednoczonych. Lista gości nie jest jeszcze zamknięta.

Kto na pewno pojawi się na zaprzysiężeniu Donalda Trumpa?

Choć lista gości, którzy pojawią się na zaprzysiężeniu Donalda Trumpa, nie jest jeszcze sfinalizowana, to już wiadomo, że uroczystości rozpoczynające jego drugą kadencję w Białym Domu będą wyglądać inaczej niż jakiekolwiek wcześniejsze w historii kraju.

O ile do tej pory grupa zagranicznych dygnitarzy biorących udział w tym wydarzeniu ograniczała się zwykle do waszyngtońskiego korpusu dyplomatycznego, tym razem obecna może być cała plejada zagranicznych przywódców - od szefów państw i rządów, przez przewodniczących partii po ministrów spraw zagranicznych.

Jak dotąd udział potwierdziło dwóch przywódców: prezydent Argentyny Javier Milei, nazywany przez Trumpa jego "ulubionym prezydentem", a także zaproszona przez kongresmena Joe Wilsona prezydentka Gruzji Salome Zurabiszwili, która - choć opuściła pałac prezydencki - nadal uważa się za pełniącą urząd głowy państwa.

Lista zaproszonych jest jednak znacznie dłuższa i jest na niej kilkunastu przywódców, spośród których wielu nie wykluczyło przybycia.

Andrzeja Dudy nie będzie. Co z innym przedstawicielem Polski?

Jako szef partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) na uroczystość ma przybyć były premier RP Mateusz Morawiecki.

Aktualnie nic nie wiadomo o tym, czy Andrzej Duda otrzymał zaproszenie. Potwierdzono jednak, że się nie pojawi.

W czwartek 9 stycznia o obecność prezydenta Dudy na zaprzysiężeniu pytany był sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski, gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM.

Nie ma takiego zwyczaju. Nigdy nie było wysyłania zaproszeń do głów państw. Prezydent Duda w tym czasie będzie w Davos na Forum Ekonomicznym - odpowiedział Kolarski.

Lista tych, którzy dostali zaproszenie, jest długa

Wśród zaproszonych dominują liderzy ideologicznie zbliżeni do Trumpa. Poza Mileiem są to m.in. premierka Włoch Giorgia Meloni (która powiedziała, że postara się przybyć), premier Węgier Viktor Orban czy prezydent Salwadoru Nayib Bukele

Lista zaproszonych obejmuje jednak nie tylko przyjaciół. Trump osobiście zaprosił przywódcę Chin Xi Jinpinga i choć nie przybędzie on do Waszyngtonu, to ChRL wyśle urzędników wysokiego szczebla. Według dziennika "Financial Times" chodzi albo o wiceprzewodniczącego ChRL Hana Zhenga, albo szefa dyplomacji Wanga Yi.

Jak wyjaśnił zespół Trumpa, celem nowej ekipy jest "stworzenie dialogu z przywódcami krajów, które są nie tylko sojusznikami (USA), ale też przeciwnikami i rywalami". Sam Trump tłumaczył, że zerwanie z tradycją "może i jest ryzykowne", lecz "lubi podejmować trochę ryzyka".

Oprócz Chin na podobnie wysokim szczeblu reprezentowane będą inne ważne kraje Azji - Indie i Japonia, które wyślą szefów dyplomacji, S. Jaishankarę i Takeshiego Iwayę.

Poza urzędującymi przedstawicielami władz państwowych, do stolicy USA przyleci też wielu głównie prawicowych polityków, utrzymujących dobre stosunki z nowym amerykańskim prezydentem. W tym gronie są m.in. były przywódca Brazylii Jair Bolsonaro i lider brytyjskiej skrajnej prawicy Nigel Farage.

Wołodymyr Zełenski nie został zaproszony

Pytany o zaproszenie dla Zełenskiego, Trump powiedział podczas konferencji prasowej na początku stycznia, że nie zaprosił ukraińskiego przywódcy. Dodał jednak, że "z chęcią by go przyjął", gdyby Wołodymyr Zełenski chciał przyjechać. 

Zełenski powiedział autorowi podcastu Lexowi Fridmanowi, że chciałby udać się do Waszyngtonu, lecz mógłby opuścić kraj w czasie wojny tylko na osobiste zaproszenie od Trumpa.

Według tabloidu "New York Post" o zaproszenie gorączkowo zabiegać ma znacznie większy krąg zagranicznych dygnitarzy, liczących na okazję do realizacji swoich interesów. Wśród nich ma być m.in. prezydent Nigerii Bola Tinubu oraz przywódcy mniejszych państw, takich jak Chile, Peru czy Mozambik. W przypadku większości z nich starania te nie kończą się jednak sukcesem.