"Staram się znaleźć prezent, który ma dużą wartość emocjonalną. To wymaga wysiłku. Zwłaszcza teraz, kiedy wszyscy mają wszystko. Od byłego chłopaka dostałam kiedyś pudełko z różnymi rzeczami, które on bardzo lubił i chciał, żebym je poznała" - mówi w rozmowie z RMF FM Maja Włoszczowska. Wicemistrzyni olimpijska zdradza, że jej ulubionym świątecznym daniem jest karp w warzywach. "Mam słabość do słodyczy. Pieczemy z mamą genialne ciasta. Mój brat musi je chować, żeby przetrwały" - żartuje. Aktualną wicemistrzynię świata złapaliśmy na zgrupowaniu w Hiszpanii. "Mam za sobą najlepszy sezon w karierze. Rok temu nie powiedziałabym, że coś takiego mnie czeka. Stawałam w środku lasu ze łzami w oczach, nie byłam w stanie wrócić do samochodu" - komentuje. Z powodu poważnej kontuzji stopy nie pojechała na igrzyska w Londynie. Teraz wierzy, że w Rio powalczy o złoto!
Edyta Sienkiewicz: Jak wygląda pani dzień na zgrupowaniu?
Maja Włoszczowska: Kiedy budzik dzwoni o 7:30, marzę o tym, żebym mogła pospać jeszcze godzinę. Kiedy nie trenuję, wystarczy mi 7 godzin snu. Wtedy czuję się świetnie. Teraz - 9 godzin - to dla mnie za mało, ponieważ jestem wykończona po treningu. Na zgrupowaniu wstaję o 7:30, delikatny rozruch, o 8 śniadanie. Potem zajęcia organizacyjne albo składanie roweru. O 10 wyjeżdżamy na kolejne zajęcia. One trwają 2,5 godziny, choć często przeciągają się w czasie. Teraz - to zgrupowanie - jest poświęcone doszkalaniu umiejętności technicznych, więc dużo jeździmy na rowerach. Trudne fragmenty trasy pokonujemy kilka razy. Po powrocie szybki lunch, człowiek marzy o tym, żeby się położyć, ale nie ma na to czasu. Wsiadamy na rowery i kolejne 2 godziny ćwiczeń. Kiedy wracam do hotelu, biorę prysznic, kładę się na łóżku i nie mam na nic siły (śmiech). Mam całą listę zaległych e-maili, listę spraw "do ogarnięcia", a mam siłę jedynie na to, żeby przyłożyć sobie słuchawkę do ucha.
W kwietniu miała pani poważny wypadek. Czy przy tak dużych obciążeniach treningowych nie ma pani żadnych problemów z tą kontuzjowaną stopą?
Na rowerze nie mam żadnych problemów. Ta stopa nie jest jeszcze w 100 proc. sprawna. Niedawno przeszkadzała mi podczas treningu na nartach biegowych, ponieważ zaczęłam przygotowania na Polanie Jakuszyckiej. Tam - niestety - trochę cierpi moja stopa, kiedy biegam stylem dowolnym. Chociaż miałam siłę, żeby biegać dłużej, to stopa mi nie pozwoliła. Ale i tak jest o niebo lepiej niż rok temu, kiedy nie byłam w stanie biegać wcale. Po 30 minutach stawałam - w środku lasu - ze łzami w oczach, bo nie byłam w stanie wrócić do samochodu. Mam nadzieję, że z czasem w ogóle o tym zapomnę.
Pamiętam, jak pani mówiła, że nie należy się nastawiać na wybitne rezultaty. Ale umówmy się - one były. Sezon w pani wykonaniu był fantastyczny!
Myślę, że to był najlepszy sezon w mojej karierze. Na mistrzostwach Europy zdobyłam brąz, na mistrzostwach świata srebro. Do złota zabrakło mi jedynie szczęścia. Na ostatniej rundzie przeszkodziła mi zawodniczka zdublowana, nie mogłam zaatakować w najistotniejszym momencie, kiedy toczyła się walka o zwycięstwo. Nie mówię, że wygrałabym, ale było wielkie prawdopodobieństwo. Wtedy byłoby genialnie. Nigdy nie było tak, żebym miała tak równy sezon. Owszem - zdarzały się wpadki, ale to było na przykład - dwukrotnie - 11. miejsce podczas zawodów Pucharu Świata. Dwa słabsze wyścigi w trakcie sezonu uważam za super wyczyn. Skończyłam sezon na podium wszystkich najważniejszych imprez. Sezon fenomenalny, rok temu absolutnie nie powiedziałabym, że coś takiego mnie czeka. Miałam nadzieję, że zacznę przebijać się do pierwszej "10" Pucharu Świata, gdzieś w połowie sezonu, a do tej najwyższej dyspozycji wrócę na mistrzostwa świata. Nie wiedziałam, czy będę w stanie jeździć na rowerze górskim tak, by walczyć o najwyższe lokaty, bo zawsze gdzieś ten uraz psychiczny zostaje. Tak więc - sezon marzeń.
Sezon i wyniki, które mobilizują, jeżeli pomyślimy o Igrzyskach Olimpijskich w Rio w 2016 roku.
Zdecydowanie! Ten sezon dodał mi pewności siebie. Jestem przekonana, że stać mnie, by w Rio walczyć o złoty medal. Oczywiście nie jest powiedziane, że zdobędę jakikolwiek medal, bo do igrzysk mamy jeszcze trzy lata, mnóstwo nowych dziewczyn się pojawia, poziom idzie do góry. Jest coraz trudniej. Ale wierzę, że jestem w stanie to osiągnąć, jeżeli będę miała do tego odpowiednie warunki, ludzi wokół siebie, dobrą atmosferę. No i przede wszystkim zdrowie.
Miesiąc temu stuknęła pani "30". Sprawiła sobie pani jakiś szalony prezent?
Szalonym prezentem była świetna impreza z przyjaciółmi w niezwykłym miejscu - Teatr Nasz w Michałowicach. Bardzo wszystkim polecam - fenomenalne miejsce, wspaniali ludzie. Specjalnie dla mnie wystawiono spektakl, zaprosiłam przyjaciół. Było genialnie. To też dało mi pozytywnego kopa.
Zbliżają się święta. Pamięta pani swój pierwszy prezent, jaki znalazła pod choinką? Kiedy to było?
Oj, nie pamiętam. Zapewne było to w Warszawie, bo tam się urodziłam, tam mieszkałam 5 lat. Co to było? Nie mam bladego pojęcia. Zapewne sukienka.
A pamięta pani swój pierwszy rower?
Na rowerku jeździłam już w Warszawie, dostałam go latem. Na początku oczywiście z czterema kółeczkami, w kolorze niebieskim. Jak to kobieta - pamiętam tylko kolor (śmiech). Natomiast - jeżeli chodzi o prezenty choinkowe - to w mojej rodzinie często pojawiają się prezenty sportowe. Cała moja rodzina jest bardzo aktywna. Jeździmy na rowerach, na nartach, więc często są to kijki, gogle, bielizna termiczna. Bardziej użyteczne rzeczy, które się przydają i zawsze cieszą.
A jakie prezenty pani sprawiają największą frajdę, czym się pani kieruje wybierając prezent?
Staram się znaleźć coś, co niekoniecznie ma dużą wartość materialną, natomiast ma dużą wartość emocjonalną. Wiadomo, że to wymaga dużego wysiłku, żeby znaleźć taką rzecz. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy wszyscy mają wszystko. Kiedyś od byłego chłopaka dostałam pudełko z różnymi małymi drobiazgami, rzeczami, które on bardzo lubił i chciał, żebym je poznała. To była między innymi płyta, książka, która wywarła duży wpływ na jego życie, film. Uważam, że to był genialny prezent. Fajne są też prezenty, które się robi samemu.
To nie święty Mikołaj, a rodzice podkładają prezenty. Kiedy to pani zrozumiała?
To było, kiedy miałam chyba 6 lat. Nie pamiętam, żebym przeżyła jakąś traumę. W mojej rodzinie nigdy nie było takiej wielkiej magii wokół świętego Mikołaja, chociaż pamiętam jak wujek się przebierał. Było wielkie show, czekanie na pierwszą gwiazdkę. Natomiast wszyscy wiedzieli, że to jest wujek przebrany za świętego Mikołaja. To nie przeszkadzało, żeby kultywować tradycję świętego Mikołaja, wujek dalej się przebierał. Teraz - w naszej rodzinie - nie ma małych szkrabów, więc nie ma potrzeby przebierać kogokolwiek w strój Świętego Mikołaja. Ale czasami - dla zabawy - nawet ja ubieram strój świętego Mikołaja.
A w tych takich czynnościach przedświątecznych, gdzie jest pani miejsce?
Na treningu (śmiech). Nie pamiętam Wigilii bez treningu. W przeszłości piekłyśmy z mamą ciasta, to było nasze ulubione zajęcie. Wiadomo - ja muszę uważać na dietę...
Dieta obowiązuje nawet w święta?
Święta były właśnie takim czasem, kiedy pozwalałyśmy sobie na więcej. Problem w tym, że pieczemy genialne ciasta. Więc ostatnio musiałyśmy zrezygnować, bo przynajmniej połowa blachy znikała przed Wigilią (śmiech). Niestety obie uwielbiamy słodycze, tym bardziej, że jest to świeże, ciepłe ciasto. Teraz pieczemy znacznie mniej. Zaraz po upieczeniu mój brat bierze ciasto i je chowa, żeby przetrwało. Oprócz tego lubię tradycyjne potrawy. Karp w warzywach to moje ulubione danie. Sałatki z majonezem omijam szerokim łukiem (śmiech). Ale dobry śledź - jak najbardziej.
To jest tak, że po sezonie pani się rzuca na jedzenie?
Już trochę z tego wyrosłam. Ale kiedy człowiek przez kilka miesięcy odmawia sobie dobrych, czasem niezdrowych rzeczy, to potem częściej sobie na nie pozwala. Przyznaję, że już się tak przyzwyczaiłam do swojej diety, że kiedy zaczynam niezdrowo jeść, to od razu gorzej się czuję. I wracam do swojego standardowego menu. W święta mam problem, żeby się powstrzymać, dlatego cieszę się, że tym roku wyjeżdżamy do Włoch całą rodziną. Będziemy biegać na nartach.
Pani dużo mówi o tych biegach. Zobaczymy panią na Polanie Jakuszyckiej podczas zawodów Pucharu Świata?
Bardzo prawdopodobne. Fajnie, że za sprawą sukcesów Justyny mamy w Polsce taką imprezę. Jakuszyce są magicznym miejscem, ja tam od 10 lat spędzam każdą zimę. Zdarza się, że biegamy po ciemku - z czołówkami - to jest naprawdę fenomenalne przeżycie. Czy jest impreza, czy nie ma imprezy - co roku 1 stycznia jest w Jakuszycach.