Plama paliwa długa na 20 kilometrów oraz metalowe części, z których największa ma siedem metrów średnicy to kolejne ślady po zaginionym na Atlantyku Airbusie. Dostrzegła je załoga brazylijskiego samolotu. Śledczy nie mają wątpliwości, że wyjaśnienie przyczyn katastrofy będzie bardzo trudne i zajmie sporo czasu.
Pierwszego raportu w tej sprawie możemy spodziewać się pod koniec czerwca: Potrzebujemy czasu, żeby ustalić czy uda nam się np. dotrzeć do czarnych skrzynek. Były takie przypadki w historii lotnictwa, kiedy znajdowano je po miesiącu. W tym przypadku nie jestem jednak takim optymistą - powiedział Paul-Louis Arslanian z komisji która bada przyczyny katastrofy.
Część specjalistów od lotnictwa sugeruje, że główną przyczyną katastrofy maszyny mogło być oblodzenie zewnętrznych czujników maszyny. Poprzedziła je awaria systemu pokładowego. W samolocie mogło również dojść do dekompresji kabiny.
Zdaniem wielu specjalistów układa się to w łańcuch przyczynowo-skutkowy. W maszynę uderzył piorun i spowodował awarię elektryczną. Przestał działać system ogrzewający czujniki, urządzenia pokładowe "zwariowały". Piloci nie wiedzieli ani w jakim kierunku lecą, ani na jakiej wysokości i Airbus rozbił się pikując nosem do oceanu.
Linie Air France potwierdziły, że cztery dni przed feralnym lotem otrzymały anonimowy telefon ostrzegający, że na pokładzie innego jest samolotu bomba. Teza o możliwości eksplozji wydaje się coraz bardziej przekonująca, ale wielu francuskich specjalistów mocno ją podważa.
Po pierwsze dlatego, że tego typu anonimowe telefony zdarzają się dość często. Samolot dokładnie przeszukano i żadnego ładunku wybuchowego nie znaleziono. Po drugie eksplozja oznaczałaby raczej natychmiastową awarię urządzeń pokładowych, a Airbus aż przez trzy minuty automatycznie wysyłał informacje o stopniowych awariach, w tym o oblodzeniu zewnętrznych czujników maszyny.
Z drugiej jednak strony brazylijska armia twierdzi, że szczątki maszyny rozproszone są na powierzchni oceanu na obszarze o średnicy aż 60 kilometrów. Według ekspertów, jeżeli doszłoby do eksplozji w czasie lotu, obszar ten byłby jeszcze większy. Żadnej z hipotez nie Można jednak wykluczyć.
Zaginiecie Airbusa nazywane jest przez francuskie media największą katastrofą francuskiego lotnictwa. Na pokładzie było aż 228 osób. w głośnej katastrofie Concorde’a pod Paryżem, 9 lat temu, ofiar było dwa razy mniej.
Airbus A330 z 228 osobami na pokładzie, zniknął z radarów w poniedziałek rano, krótko po opuszczeniu Ameryki Południowej. Wszystko wskazuje na to, że doszło do katastrofy. Ostatni kontakt radarowy nawiązano o godz. 3.33 czasu polskiego, tuż po tym, jak samolot minął archipelag Fernando de Noronha, leżący ok. 350 km od północno-wschodnich wybrzeży Brazylii.
Poszukiwania maszyny rozpoczęto z obu stron Atlantyku. Francja zmobilizowała swoje samoloty rozpoznawcze - jeden z nich wyleciał z Dakaru. Maszyny brazylijskie wyruszyły z wyspy Fernando de Noronha, głównej w archipelagu. Marynarka brazylijska skierowała trzy jednostki do poszukiwań. W ciągu dnia obserwację oceanu w okolicach równika w odległości ponad tysiąca kilometrów od wybrzeży Brazylii prowadziło sześć samolotów, dwa śmigłowce i trzy okręty.
W nocy w celu zlokalizowania czarnych skrzynek Airbusa wysłano nad ocean wyposażone w specjalną elektronikę, radary i podczerwień dwa kolejne samoloty: zdolnego wyłapać sygnały SOS Herculesa C130 i wyposażonego w lotniczy system wczesnego ostrzegania i kontroli (AWACS) Embraera R-99.