Szczątki samolotu odkryte na powierzchni Atlantyku zostaną zebrane i zbadane - zapowiada brazylijska armia. Jej samolot namierzył metalowe części, lotniczy fotel i plamy paliwa, które mogą być pozostałościami po zaginionym Airbusie linii Air France. Odkryte szczątki będą analizowane również przez francuskich ekspertów. Wśród 228 pasażerów Airbusa było dwóch Polaków.

Teraz wszystko zależy od tego, czy znalezione fragmenty będą miały np. numery seryjne, czy też inne znaki szczególne umożliwiające ich identyfikację. Jeśli tak, oficjalne potwierdzenie, że chodzi o zaginiony samolot, może nastąpić dosyć szybko. W przeciwnym razie informacji trzeba będzie szukać na morskim dnie, a to może potrwać znacznie dłużej. Zwłaszcza jeżeli ocean jest w tym miejscu bardzo głęboki.

Być może niezbędne będą niewielkie lodzie podwodne i pracujące pod wodą roboty. Specjaliści obawiają się też, ze potencjalne fragmenty francuskiego Airbusa mogły zostać rozproszone przez morskie prądy. Na szczątki maszyny natrafiono około 650 kilometrów na północ od archipelagu Fernando de Noronha. To obszar w pobliżu miejsca gdzie po raz ostatni nawiązano kontakt z samolotem. W środę na miejsce dotrą brazylijskie okręty.

Eksperci chcą za wszelką cenę odnaleźć czarną skrzynkę Airbusa. Są zgodni, że jeżeli znajduje się ona na dnie Atlantyku na głębokości do tysiąca metrów, szanse są dość duże. Gorzej jeżeli osiadła ona na głębokości np. 4 tysięcy metrów. Rozpoczęliśmy wyścig z czasem, bo czarna skrzynka emituje sygnał przez około miesiąc. Trzeba koniecznie ją odnaleźć, żeby dowiedzieć się, co się stało - podkreśla francuski minister transportu.

Wszystkie urządzenia uległy awarii

Nie wykluczamy na razie żadnej hipotezy. Pewne jest tylko to, że piloci nie wysłali synalu SOS. Samolot wysyłał natomiast automatycznie przez 3 minuty informacje o następujących po sobie awariach wszystkich pokładowych systemów - powiedział premier Francji Francois Fillon w Zgromadzeniu Narodowym. Deputowani minutą ciszy uczcili pamięć zaginionych osób, które leciały samolotem.

Słowo, które najczęściej powraca w tytułach na pierwszych stronach francuskich gazet to "tajemnica". Ciągle po prostu nie wiadomo, dlaczego Airbus zniknął z ekranów radarów. Zdaniem większości francuskich specjalistów, jest mało prawdopodobne, by uderzenie pioruna mogło spowodować katastrofę, bo nowoczesne samoloty są tak skonstruowane, że zazwyczaj pioruny nie są dla nich groźne.

"Le Point": Powodem katastrofy m.in. oblodzenie czujników

Głównymi powodami katastrofy zaginionego Airbusa linii "Air France" było oblodzenie czujników samolotu i nagła dekompresja kabiny - twierdzi renomowany francuski tygodnik "Le Point". Tygodnik twierdzi na swoich stronach internetowych, że właśnie m.in. takie informacje zostały automatycznie przesłane przez samolot zanim zniknął on z ekranów radarów.

Pismo wyjaśnia, że oblodzenie czujników mogło spowodować wadliwe funkcjonowanie większości pokładowych urządzeń. Piloci nie wiedzieli dokładnie z jaką szybkością leciała maszyna, w jakim kierunku i na jakiej wysokości. Informacja o nagłej dekompresji kabiny jest natomiast bardziej tajemnicza, bo zakłada to, że powstała dziura w obudowie samolotu. Nie wiadomo jednak czy chodziło np. o rozbite okno czy też eksplozje.

Atak terrorystyczny? Niewykluczone

Powraca hipoteza ataku terrorystycznego. Wybuch bomby na pokładzie mógłby wytłumaczyć fakt, że piloci nie mieli czasu wysłać sygnału alarmowego. Żadne ugrupowanie terrorystyczne nie przyznało się jednak do dokonania ewentualnego zamachu.

Polski konsul w Paryżu Jarosław Horak potwierdził wieczorem, że na pokładzie zaginionego samolotu Air France z Rio do Paryża z 228 osobami było dwóch obywateli polskich. Tym samym wykluczył wcześniejsze obawy, że ich liczba może być większa.

Robił wszystko, by lecieć tym samolotem. "To był prawdziwy cud"

Wśród ofiar jest również dziewiętnaścioro młodych Francuzów, którzy wracali z brazylijskich wakacji ufundowanych im przez ich firmę w ramach nagrody za świetne wyniki w pracy. Byli najlepszymi sprzedawcami. Los na loterii wygrał za to francuski profesor. Z powodów służbowych chciałem wrócić do domu jak najszybciej, prosiłem moją przyjaciółkę z ambasady w Brazylii, by zarezerwowała bilety na ten wczorajszy feralny lot. Na szczęście w Air France powiedzieli nam że to niemożliwe. W ten sposób uciekliśmy przed tym tragicznym wydarzeniem. Myślę, że to był prawdziwy cud - powiedział profesor.

Największa katastrofa francuskiego lotnictwa

Zaginiecie Airbusa nazywane jest przez francuskie media największą katastrofą francuskiego lotnictwa. Na pokładzie było aż 228 osób. w głośnej katastrofie Concorde’a pod Paryżem, 9 lat temu, ofiar było dwa razy mniej.

Airbus A330 z 228 osobami na pokładzie, zniknął z radarów w poniedziałek rano, krótko po opuszczeniu Ameryki Południowej. Wszystko wskazuje na to, że doszło do katastrofy. Ostatni kontakt radarowy nawiązano o godz. 3.33 czasu polskiego, tuż po tym, jak samolot minął archipelag Fernando de Noronha, leżący ok. 350 km od północno-wschodnich wybrzeży Brazylii.

Poszukiwania maszyny rozpoczęto z obu stron Atlantyku. Francja zmobilizowała swoje samoloty rozpoznawcze - jeden z nich wyleciał z Dakaru. Maszyny brazylijskie wyruszyły z wyspy Fernando de Noronha, głównej w archipelagu. Marynarka brazylijska skierowała trzy jednostki do poszukiwań. W ciągu dnia obserwację oceanu w okolicach równika w odległości ponad tysiąca kilometrów od wybrzeży Brazylii prowadziło sześć samolotów, dwa śmigłowce i trzy okręty.

W nocy w celu zlokalizowania czarnych skrzynek Airbusa wysłano nad ocean wyposażone w specjalną elektronikę, radary i podczerwień dwa kolejne samoloty: zdolnego wyłapać sygnały SOS Herculesa C130 i wyposażonego w lotniczy system wczesnego ostrzegania i kontroli (AWACS) Embraera R-99.