Grenlandia nie jest na sprzedaż - twierdzi premier wyspy Mute Egede w odpowiedzi na słowa Donalda Trumpa. Prezydent elekt USA wysyła sygnały, że będzie chciał przyłączyć półautonomiczną i należącą do Danii wyspę.
Zacznijmy od tego, że to nie pierwsza próba Trumpa, by przejąć Grenlandię. Już w 2019 roku amerykański prezydent wyraził zainteresowanie kupnem wyspy. Oczywiście bezskutecznie, bo Dania natychmiast odrzuciła ofertę i to dość bezceremonialnie. Premier Danii Mette Frederiksen nazwała propozycję "absurdalną", co z kolei spowodowało ochłodzenie kontaktów na linii Waszyngton-Kopenhaga i odwołanie wizyty Donalda Trumpa w kraju.
Frederiksen nadal pozostaje szefową duńskiego rządu, więc można się spodziewać, że Trumpowi trudno będzie zrealizować transakcję. Tym bardziej, że sprzeciw wyraził także premier Grenlandii.
"Grenlandia jest nasza. Nie jesteśmy na sprzedaż i nigdy nie będziemy na sprzedaż. Nie możemy przegrać naszej długiej walki o wolność" - powiedział premier wyspy Mute Egede w pisemnym komentarzu do słów Donalda Trumpa.
Największa na świecie wyspa od ponad 600 lat znajduje się w posiadaniu Danii. W roku 1979 roku uzyskała szeroką autonomię, a 30 lat później jeszcze silniej poszerzono jej zdolność do samostanowienia. Grenlandczycy zostali uznani za oddzielny naród, który decyduje o sprawach samorządowych, bezpieczeństwie wewnętrznym oraz zasobach naturalnych. Kopenhaga posiada natomiast prawo do ingerencji w politykę zagraniczną wyspy oraz ma decydujący głos w kwestii obronności.
Chociaż słowa Trumpa, który odniósł się do statusu Grenlandii, mogą wydawać się rzeczywiście "absurdalne", dążenie do przejęcia wyspy z geopolitycznego punktu widzenia jest całkowicie uzasadnione.
Grenlandia jest nie tylko bogata w cenne surowce, ale znajduje się tam m.in. baza sił amerykańskich, która dla USA ma znaczenie strategiczne. Tam bowiem znajdują się systemy wczesnego ostrzegania przed wrogimi rakietami balistycznymi.
Jeszcze zanim Donald Trump objął urząd prezydentam zdążył zirytować władze Panamy, którym zagroził odebraniem Kanału Panamskiego. Teraz ponownie starł się z Danią oraz rozwścieczył samych Grenlandczyków, którzy cenią swoją autonomię. Sprawa roszczeń Trumpa dodatkowo komplikuje się, jeśli spojrzymy na historię wyspy w kontekście kolonialnym.
Prawie 90 proc. ludności grenlandzkiej to Inuici, rdzenni mieszkańcy obszarów arktycznych Ameryki Północnej i Syberii. Duńczycy i inne grupy napływowe stanowią tam ledwie 10 proc., ale historia Grenlandii naznaczona jest kolonialną przemocą.
Inuitów przymusowo przesiedlano, a ich dzieci poddawane były programom mającym na celu uczynienie z nich Duńczyków. Celem była zmiana systemu gospodarczego wyspy, gdzie głównym źródłem utrzymania było rybołówstwo. Europejczycy chcieli jednak Grenlandii przemysłowej. Rodowici Grenlandczycy poddawani byli również programom kontroli urodzin i innym działaniom, które można uznawać za zbrodnicze.
Zmiany na wyspie zostały spotęgowane przez zawirowania klimatyczne. Lód w tym rejonie sukcesywnie topnieje, a wraz ze zmianami krajobrazu zmienia się także fauna i flora regionu. To z kolei zmusza rdzennych mieszkańców do odejścia od wielu tradycyjnych i mających ogromne znaczenie kulturowe aktywności, także zarobkowych.
Na tle postkolonialnego sprzeciwu władzę na wyspie przejęła partia Inuit Ataqatigiit, która wygrała wybory powszechne w roku 2021 i dąży do proklamowania pełnej niepodległości Grenlandii. Mute Egede, premier wyspy, którego pełne nazwisko brzmi Múte Inequnaaluk Bourup Egede, jest przewodniczącym partii Inuit Ataqatigiit. Jest mało prawdopodobne, że będzie chciał zamienić - jako głównego decydującego o wyspie - Dunkę Frederiksen na Amerykanina Trumpa.