„Teraz mamy wysyp młodych osób, które prezentują objawy spadku nastroju, czy zaburzeń odżywiania, to wynika z tego, że są izolowani w domach” – mówiła w Porannej rozmowie w RMF FM dr Katarzyna Wojciechowska. Jak dodała ordynator oddziału psychiatrii dla dzieci i młodzieży w szpitalu wojewódzkim w Świeciu nad Wisłą, psychiatra boryka się nie tylko z brakami kadrowymi, ale także – finansowymi. „W salach nie ma łazienek. Są dwie – męska i damska. Co jakiś czas pojawia się grzyb na ścianach, walczymy z tym jak możemy” – opisuje.

Robert Mazurek przypomniał, że rząd chce przeznaczyć 220 mln złotych dodatkowych środków na psychiatrę dziecięcą. Ile z tych pieniędzy przyjęłaby ordynator dziecięcej psychiatrii w Świeciu? Jak najwięcej bym chciała. Myślę, że 5 mln bym lekką ręką wydała od razu. Na pewno na remonty, na przystosowanie gabinetów terapeutycznych, sal, na infrastrukturę, dla szkoły, która u nas działa - mówiła dr Wojciechowska. W salach nie ma łazienek. Są dwie - męska i damska. Co jakiś czas pojawia się grzyb na ścianach, walczymy z tym jak możemy - i jak dodaje, problemy sprawiają stare, komunistyczne płytki i od dawna nieodnawiane instalacje.

Dr Wojciechowska mówiła na antenie RMF FM, że jej najmłodszy pacjent miał 5 lat. Z tych najmłodszych, to jest najczęściej od 7 do 10. Niestety nie mamy możliwości, żeby rodzice zostawali z dziećmi, bo nie mamy takiej przestrzeni - relacjonowała i dodała, że przez pandemię wstrzymane są również odwiedziny. Są kontakty tylko telefoniczne. Rodzice rozmawiają z dziećmi przez okna, robimy co możemy.

W Polsce jest 456 psychiatrów dziecięcych w całym kraju, dlatego ta dziedzina medycyny w kraju boryka się również ogromnymi problemami kadrowymi. Zatrudnionych jest 3 lekarzy na oddziale  z czego jedna pani jest na macierzyński, a drugi pan doktor - tak samo, jak ja - nie jest w pełnym wymiarze godzin - mówi dr Wojciechowska.

Dr Wojciechowska: Choroby psychiatryczne dzieci mogą kończyć się śmiercią. Rodzice nie zdają sobie z tego sprawy, bagatelizują objawy

Rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, że choroby psychiatryczne mogą się kończyć śmiercią. Objawy są bagatelizowane na samym początku - mówiła w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM dr Katarzyna Wojciechowska. Ordynator oddziału Psychiatrii dla Dzieci i Młodzieży w szpitalu wojewódzkim w Świeciu nad Wisłą podkreślała, że wzrost liczby chorujących dzieci "to jest trochę wina nas, dorosłych". Wymagania wobec dzieci rosną. My chcemy, żeby one były doskonałe. Żeby się świetnie uczyły, świetnie wyglądały. Osiągały sukcesy. Same dobre rzeczy się wokół nich działy. Nie przyjmujemy porażek - tłumaczyła, dodając, że brakuje w dorosłych umiejętności rozmowy ze swoimi pociechami. 

Robert Mazurek dopytywał swojego gościa o kwestię zarobków na oddziale psychiatrii. To są najniższe krajowe plus może trochę dodatku za specjalizacje - mówiła o pensjach pielęgniarek Wojciechowska. Dlatego one pracują w różnych miejscach, (...) bo muszą godnie żyć. Mają bardzo małe pieniądze za to, co robią, jak się narażają - stwierdziła. Pacjenci nas biją, plują, szarpią. Dwie pielęgniarki zostały pobite tak mocno, że wylądowały w szpitalu z wstrząśnieniem mózgu. Przynajmniej jedna - powiedziała. To nie jest łatwa praca - skwitowała.

Lekarka mówiła też o łatwości, z jaką sądy kierują dzieci i młodzież na jej oddział. Jest aż niepokojąca i nawet piszą (sędziowie - red.), że (staje się - red.) to celem oddziaływań wychowawczych. Szpitale psychiatryczne nie mają takiej możliwości, niestety - tłumaczyła. 

Zdarzyła się u mnie sytuacja, że dziewczyna na pewno powyżej roku była u mnie. To jest już bardzo długo. Tylko z powodu opieszałości sądów. Nikt nie był w stanie podjąć decyzji, gdzie ją umieścić, po prostu. I to się przedłużało w nieskończoność - opowiadał gość RMF FM. Przynosi to złe skutki psychiczne. Ona siedzi i nikt jej nie chce. To jest straszne dla tej osoby - podsumowała Wojciechowska.

Przeczytaj całą rozmowę:

Robert Mazurek: Rząd mówi tak: 220 milionów ekstra kładziemy na stół. Ile z tego pani potrzebuje na dzisiaj?

Dr Katarzyna Wojciechowska: No jak najwięcej bym chciała. Natomiast myślę, że takie z 5 milionów to bym lekką ręką jako kobieta też wydała na wszystkie potrzeby, które są przynajmniej w moim oddziale i moim szpitalu.

To na co by poszło te 5 milionów od razu?

Na pewno na remonty. Na pewno na przystosowanie gabinetów, sal, mam na myśli gabinety terapeutyczne. Stworzenie jakiejś infrastruktury dla szkoły, która też u nas pracuje i ma niestety no trudności...

Pani mówi: przystosowanie gabinetów, sal. Ma pani pięć sal z tego, co wiem. I 23 łóżka. To znaczy, że to są sale wieloosobowe, prawda?

Tak, to są sale wieloosobowe. Łóżko praktycznie przy łóżku. Robimy co możemy, żeby jakiś komfort tym pacjentom zapewnić. Ale przydałoby się więcej tam nie wiem, kolorów...

Nie ma też, jak rozumiem, łazienek, takich rzeczy podstawowych w tych salach, prawda?

W salach nie ma łazienek. Są dwie łazienki, męska i damska, które po prostu naprawdę wymagają generalnego remontu. Tam jest grzyb na ścianach, pojawia się co jakiś czas. Walczymy, robimy co możemy.

Grzyb na ścianach w szpitalu?

Niestety tak. Uważam, że po prostu źle są porobione różne instalacje i to tak to wygląda. Stare płytki, komunistyczne jeszcze. Przydałoby się wymienić też no nie wiem... Umywalki. Wszystko do wymiany.

Wszystko do wymiany - to jest rzeczywistość. Dzieciaki stłoczone w wieloosobowych salach, łóżko przy łóżku. Do toalety muszą iść na korytarz. A jakie to są dzieci, ile mają lat? Ile miał najmłodszy pani pacjent?

Z tego, co ja pamiętam, to najmłodszy pacjent tak około 5 lat. A najczęściej taki najmłodszy pacjent, który się u nas pojawi, to jest taki od 7 do 10 lat. Potem to już to nastolatki są i wyżej.

Tylko, że dzieci, rozumiem, zostają tam bez rodziców, bo nawet nie ma takiej możliwości, by rodzic tam mógł zostać z dzieckiem?

Niestety nie, bo nie mamy takich przestrzeni, możliwości przebywania rodziców całą dobę. Więc dzieci przebywają z nami, z personelem medycznym. A już teraz w dzisiejszych czasach, kiedy jest Covid-19, to w ogóle jest tragiczne dla tych rodzin i dla tych dzieci, bo nie mogą nawet wchodzić na oddział, ci rodzice. Nie ma odwiedzin. Rodzice kontaktują się z dziećmi, oczywiście telefonicznie, bo nie ograniczamy tych kontaktów telefonicznych. Również jesteśmy na pierwszym piętrze, więc rodzice rozmawiają przez przez okna, kiwają do swoich dzieci. Robimy, co możemy, żeby te dzieciaki jednak mimo wszystko jakoś przetrwały ten czas.

To jest straszna sytuacja, bo choroba psychiczna jest okropną chorobą, to wiadomo. A proszę mi powiedzieć jeszcze, no dobrze. Jak naprawdę z personelem? Bo cały czas słyszymy, że psychiatrów dziecięcych nie ma. Ilu was jest? Lekarzy na oddziale?

To wszystko zależy, jak to podać. Podać teoretycznie czy praktycznie?

A jaka to różnica?

Bo zawsze się śmieję, że papier wszystko przyjmie.

To jak to wygląda praktycznie?

Zatrudnionych jest trzech lekarzy na moim oddziale. Z tego jedna pani jest na macierzyńskim, pozdrawiam serdecznie, natomiast drugi pan doktor, który jest od niedawna zresztą, bo wcześniej byłam tylko sama, jest też w niepełnym wymiarze godzin na oddziale. Tak samo, jak i też nie jestem w pełnym wymiarze godzin na oddziale.

Bo pani łączy pracę na oddziale z pracą w poradni.

Tak. I nie tylko. Bo oprócz tego, że w poradni, to jeszcze w związku z tym, że teraz jest Covid-19, to mamy taki system wprowadzony, przynajmniej ja wprowadziłam taki system, że kwalifikuję pacjentów wcześniej do przyjęcia na oddział. Czyli eliminuję wszystkie te przypadki, kiedy oni muszą być hospitalizowani, ale nie miały dostępu do psychiatry wcześniej.

Jak słyszymy, w Polsce jest 465 psychiatrów dziecięcych. W całym kraju, proszę państwa. 465, z czego pewnie ze 300 w wielkich miastach, a reszta gdzieś rozsiana po całym kraju. Czy to jest rzeczywiście tak, że nie wiem... Przychodzi do nas psychiatra dziecięcy, przyjmiecie go do pracy? Macie dla niego pracę? Macie dla niego pieniądze?

Trudno mi się wypowiadać za moją dyrekcję, ale z tego, co wiem, to poszukujemy cały czas psychiatrów dziecięcych i nie tylko. Bo do dorosłych też. Także zapotrzebowanie jest ogromne. Każdego przyjmiemy, kto będzie chciał pracować z nami, bo jeszcze teraz w czasach Covida, kiedy mamy Covid, poradnia pęka w szwach.

Jaka to jest praca? Kto do pani trafia z tych 23 małych pacjentów, to kto przeważa? Co to za dzieci?

Niestety przeważają dzieci z zaburzeniami wychowawczymi, trudnościami w zachowaniu, z rozpoznaniem zaburzeń zachowania i emocji, hipergenetycznych zaburzeń zachowania. Opozycyjno-buntowniczy.

Ale to są choroby psychiczne?

Niestety nie powinny być te osoby w szpitalu psychiatrycznym, ale...

Właśnie, bo wy tajecie się takim domem opieki, z tego co pani mówi, takim miejscem, gdzie no tak. Jak dziecko się źle zachowuje, nie wiadomo, co z nim zrobić, to niech pójdzie do szpitala psychiatrycznego, to może je tam poprawią.

Nawet powiedziałabym, że nie domem opieki, tylko taką izbą dziecka. Albo ośrodkiem wychowawczym. Ale my nie jesteśmy przystosowani. My czasami mamy na oddziale powiedzmy 23-łóżkowym 10 nastolatków z trudnościami wychowawczymi, młodych przestępców. Więc dysponując dwiema pielęgniarkami i jednym opiekunem, to są kobiety, kobiety najczęściej drobnej budowy ciała, to naprawdę jest bardzo, bardzo niebezpiecznie.

Tak, a poza tym to rozwala, jak rozumiem, pracę nad całym oddziale. No właśnie. Ale jeśli te dzieci nie powinny trafiać do szpitala, to dlaczego one są tam kierowane, dlaczego są przyjmowane akurat do szpitala? A nie do ośrodka wychowawczego, ośrodka terapeutycznego?

One często są w ośrodku wychowawczym. Tylko są kierowane do nas, ponieważ ośrodek sobie nie radzi. Problem w tym leży, moim zdaniem, że ośrodki wychowawcze i domy dziecka, młodzieżowe ośrodki, socjoterapeutyczne, ona z założenia przyjmują dzieci zdrowe. Jakby nie mające żadnych trudności w psychicznych.

A dziecko z problemami wypycha się do szpitala. Nie wiem, jak to wygląda w Świeciu. W Warszawie w tej chwili coraz więcej problemów jest związanych z tym, że dzieciaki zapadają na depresję, na anoreksję. Na tego rodzaju zaburzenia.

Jest bardzo dużo teraz, taki wysyp właściwie osób młodych. Które prezentują objawy obniżonego nastroju, również zaburzeń jedzenia. Wynika to z tego, że są izolowani społecznie. Nie mają kontaktu ze znajomymi i zamknięci są w czterech ścianach, obciążeni też tą nauką internetową, która nie jest prosta i łatwa, więc nie radzą sobie. Uzależniają się od internetu. 

Opracowanie: