​Złoto było niemal jej obowiązkiem i wypełniła zadanie, choć łatwo nie było. W poniedziałek, na dzień przed 32. urodzinami, Anita Włodarczyk wywalczyła trzeci w karierze złoty medal mistrzostw świata w rzucie młotem. "To był najtrudniejszy konkurs w karierze" - przyznała.

​Złoto było niemal jej obowiązkiem i wypełniła zadanie, choć łatwo nie było. W poniedziałek, na dzień przed 32. urodzinami, Anita Włodarczyk wywalczyła trzeci w karierze złoty medal mistrzostw świata w rzucie młotem. "To był najtrudniejszy konkurs w karierze" - przyznała.
Anita Włodarczyk /FRANCK ROBICHON /PAP/EPA

Wszystko miało wyglądać inaczej. Włodarczyk miała wejść do koła, zakręcić i w pierwszej próbie zapewnić sobie tytuł. Potem miała atakować własny rekord świata, który wynosi 82,98. Rzeczywistość okazała się jednak inna.

Dlatego czuję niedosyt. Jestem bardzo zła i nie będę tego ukrywać. Oczywiście - mam problemy z palcem, łapały mnie skurcze, ale ja jestem przygotowana na rekord świata i taki właśnie był plan. Mam tylko nadzieję, że jeszcze to pokażę za kilkanaście dni na rzutni - powiedziała.

Czy tak się stanie, na razie nie wiadomo. W środę Włodarczyk wraca do Polski, dzień później spotka się z lekarzem Robertem Śmigielskim. Ma on obejrzeć jej palec, który nie tylko boli, ale i strasznie spuchł. Prawdopodobnie doszło do pęknięcia torebki stawowej, ale diagnozy dokładnej jeszcze nie postawiono. Podopieczna Krzysztofa Kaliszewskiego nie chce jednak kończyć sezonu i zamierza jeszcze raz wystartować - 15 sierpnia w Memoriale Kamili Skolimowskiej w Warszawie.

Nie chciałam o tych problemach mówić po eliminacjach, bo wiedziałam, że wiele osób mnie wspierało, dopingowało. Nie chciałam, by zaczęli się przejmować. Wolałam to zostawić dla siebie - przyznała.

O tym, że palec boli wiedziało niewiele osób. Przed konkursem dostała środki przeciwbólowe i znieczulenie.

To trochę mi pokrzyżowało plany, ale nie ma co się tłumaczyć, teraz najważniejsze, żeby się wyleczyć. Ból najgorszy był przy trzecim i czwartym obrocie, kiedy już działała siła odśrodkow" - powiedziała.

Konkurs był jednak nerwowy. Włodarczyk prowadzenie objęła dopiero w czwartej kolejce. Wtedy rzuciła 77,39 i - jak zaznaczyła - wiedziała, że da jej to złoto. Odetchnęła z ulgą, ale też nigdy w siebie nie zwątpiła.

Sport jest nieprzewidywalny, byłam faworytką, marzyłam o tym, żeby poprawić rekord świata, jestem naprawdę zła na siebie, ale mam nadzieję, że jeszcze powalczę o niego. I to w tym sezonie - podkreśliła.

To jej trzeci złoty medal mistrzostw świata, ale prawdopodobnie niebawem się okaże, że... czwarty. W Moskwie w 2013 roku przegrała z Rosjanką Tatianą Łysenko, którą później złapano na stosowaniu niedozwolonych środków i praktycznie formalnością jest pozbawienie jej tytułu.

"Oficjalnie to trzecie złoto, bo na razie nie dostałam jeszcze żadnej informacji. Ale zdecydowanie był to najtrudniejszy medal do wywalczenia" - przyznała i dodała, że najbardziej myślała o polskich kibicach. Oni bardzo ją wspierali. Przez cały konkurs.

Było ich mnóstwo i głośno dopingowali. Dziękuję im za to. Nie chciałam ich zawieść - powiedziała.

Po raz pierwszy w historii na podium mistrzostw świata w tej konkurencji stanęły dwie Polki. Trzecia była 22-letnia Malwina Kopron, o której Włodarczyk mówiła już kilka tygodni temu. Dlatego dla niej brąz jej koleżanki nie był niespodzianką.

Mogła jeszcze dorzucić, ma ku temu możliwości, ale to są mistrzostwa świata. W takich momentach decyduje też głowa
- oceniła.


We wtorek Włodarczyk będzie świętować 32. urodziny. Z liczną rodziną, która przyleciała do Londynu.

Oby nie było głośno o tej imprezie - śmiała się. Na huczne obchody zasłużyła. I na... zakupy. Na pewno coś sobie sprawię w prezencie. Obowiązkowo odwiedzę parę sklepów - zakończyła.

To były dwa pierwsze krążki wywalczone przez biało-czerwonych w Londynie. Po czterech dniach rywalizacji Polska zajmuje piąte miejsce - najwyższe z krajów europejskich - w klasyfikacji medalowej.


(ph)