W Warszawie przez cały dzień lało, dach Stadionu Narodowego nie został zamknięty, murawa nasiąknęła wodą i rozegranie na niej meczu było niemożliwe. To suche fakty w sprawie wczorajszej kompromitacji na Stadionie Narodowym i przesunięcia spotkania eliminacji mistrzostw świata 2014 pomiędzy zespołami Polski i Anglii. W RMF FM sprawdzamy krok po kroku, kto podejmował decyzje w tej sprawie.
Zgodnie z przepisami Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej, decyzję o tym, czy dach stadionu jest podczas meczu otwarty czy zamknięty, podejmuje delegat federacji. Słoweniec Daniel Jost, który przyjechał do Polski na mecz z Anglią, konsultował sprawę zadaszenia Stadionu Narodowego z arbitrem, a także z reprezentacjami obu krajów. Obie drużyny chciały grać przy otwartym dachu. Przepisy mówią zresztą, że mecz powinien być rozegrany w takich samych warunkach, w jakich odbywał się oficjalny trening, a wówczas dach był otwarty.
W tym momencie pojawia się odpowiedzialność Polskiego Związku Piłki Nożnej, który - znając prognozy pogody - powinien nakłonić delegata FIFA do zmiany decyzji w sprawie zamknięcia dachu. Newralgicznym momentem była wczorajsza poranna odprawa na Stadionie Narodowym. NCS twierdzi, że nakłaniał piłkarską centralę do zmiany decyzji. PZPN z kolei zapewnia, że przed meczem podjęto kroki, by zamknąć dach stadionu, ale gdy padał deszcz, nie było to już możliwe.
Niezależnie od kwestii zasunięcia dachu, pozostają jeszcze pytania, czy drenaż na Stadionie Narodowym był wystarczający i działał prawidłowo, oraz dlaczego nie robiono nic, by usuwać wodę z murawy.