Ustalenie skąd pochodziła krowa, u której wykryto priony wywołujące BSE jest bardzo trudne i żmudne, ponieważ w Polsce nadal nie działa system identyfikujący zwierzęta od momentu urodzenia. Zupełnie inaczej jest w Niemczech, które ze wszystkich krajów europejskich posiadają najnowocześniejszy system wykrywania choroby wściekłych krów.
W 2000 roku wykryto tam 177 przypadków zarażonych krów. Wówczas spożycie mięsa wołowego spadło tam o ponad połowę. Po roku jednak - straty te zostały nadrobione.
Mimo, że Niemcy są bardzo sprawne w wykrywaniu zarażonych przypadków - to jednak wiadomo, że nie zawsze wszystko szło tak gładko. Ponad rok temu zdarzyło się, że jedno z bawarskich laboratoriów podczas testu nie wykryło prionów w zarażonym BSE mięsie. Od tego czasu niemiecki rząd postanowił jednak przeciwdziałać takim przypadkom, przede wszystkim wspomagając obciążone zbytnio pracą laboratoria.
Już wkrótce wprowadzone zostaną nowe testy. Ich wyniki będzie można poznać po 90 minutach. W ciągu godziny w Niemczech będzie można przebadać do dwóch tysięcy krów. Niemieckie przepisy są bardzo rygorystyczne i nakazują poddanie testom wszystkie zwierzęta powyżej 24 miesiąca życia. Takie szybkie testy są bardzo potrzebne, tym bardziej że po 18 miesiącach od wybuchu mięsnego skandalu spożycie wołowiny w Niemczech wraca do normy.
Ludzie zapominają o szalonych krowach, z tureckich imbisów zniknęły już indycze kebaby a media przestały informować o kolejnych przypadkach choroby wściekłych krów, ponieważ temat - jak się okazuje - stał się już po prostu nudny. Ostatnie badania wskazują również, że Niemcy coraz mniej uwagi zwracają na to jakie mięso jedzą.
foto Archiwum RMF
06:40