Od wieczora do rana patrole straży miejskiej zaglądają do miejsc, w których nocują osoby bezdomne. Odwiedzają altany, piwnice, wiaty śmietnikowe, klatki schodowe i sprawdzają, jak bezdomni sobie radzą, czy ich życie nie jest zagrożone. Im jest zimniej, tym częściej trzeba odwiedzać te punkty.
Jest kilkadziesiąt takich miejsc - mówią strażnicy wyjeżdżający wieczorem na objazd Lublina. Patrol zaczynają od altan na terenie zlikwidowanych ogrodów działkowych.
Jest pani Wiesia? - pyta strażnik przed pierwszą z altan. To malutki murowany budynek z betonu komórkowego. Wygląda solidnie, ale nie jest w żaden sposób ocieplony, a w miejscu drzwi wiszą jedynie płachty.
Pani Wiesława jest w środku, na materacu opatulona kołdrami. Przestrzeń wypełnia słabe światło bateryjnej lampki leżącej na podłodze, dym z papierosa i odgłosy filmu dla dzieci oglądanego przez kobietę na smartfonie. Jest czysto i schludnie, na parapecie maskotka Krecika z czechosłowackiej kreskówki, na podłodze z linoleum puszka po konserwie służąca za popielniczkę. Żadnych śmieci.
Dziękuję, dobrze - kobieta uspokaja strażników. Nie zamierza iść do noclegowni, dopóki jest w stanie wytrzymać w altance. Nie ma tu żadnego ogrzewania, chroni się kocami i kołdrami.
Jak będą mrozy, to na ogrzewalnię pójdę, nie będzie wyjścia - wyjaśnia. I tłumaczy, że jest w stanie przetrwać w tym budynku, dopóki temperatura nie spadnie poniżej minus 10 stopni. Tylko wtedy gorzej wstać spod tego - wskazuje na warstwę koców i kołder.
Myśli pani coś o tych drzwiach? - pyta strażnik i sugeruje, że w tej sprawie mógłby jej pomóc mężczyzna koczujący w pobliskiej altanie. On sam ledwo żyje, powinien się w schronisku znaleźć, bo źle z jego zdrowiem - odpowiada kobieta. Mówi, że mieszka tak od trzech lat.
Praca była, to się coś wynajmowało - wyjaśnia pani Wiesława. Ale nie zamierza iść do pracy. Chwilowo pracowała w sortowni śmieci, ale dowiedział się o tym komornik i zajął to, co zarobiła. Jestem uziemiona. Pójdę do pracy i co? Bez wypłaty wrócę? Z umowy o dzieło i umowy zlecenie całość zabierają. Umowa na stałe 60 procent. Nie byłoby na kąt. Wyżyć, opłacić mieszkanie, opłacić rachunki z połowy pensji, gdybym na stałe nawet się zatrudniła, nie dałoby rady - tłumaczy kobieta.
Na odchodne strażnicy życzą jej, żeby nie było mrozu. Mrozy przyjdą i to konkretne - odpowiada bezdomna. Lato upalne, to i kilka dni mrozu będzie.
Sąsiednia altanka, drewniana, nie wygląda już tak solidnie, chociaż ma drzwi. Zamknięte od środka.
Panie Pawle! Pan otworzy, porozmawiamy chwilę - strażnicy pukają do drzwi, ale mężczyzna nie otwiera. Światło służbowej latarki pada przez okno na twarz bezdomnego. Siedzi na fotelu i pali papierosa. Chciałem zapalić i idę spać - odpowiada mężczyzna. I dodaje, że nie chce rozmawiać.
Siłowo nie wejdziemy, bo nie mamy podstaw - mówi st. insp. Waldemar Głazek.
Kolejnym punktem na trasie jest altana śmietnikowa na blokowisku. Jest zimno i brzydko pachnie, jak to w śmietniku. Do patrolu podchodzi mieszkanka jednego z bloków i pokazuje pobliski nieduży wąwóz. Wąską dolinę między blokami, której zbocza porastają drzewa i krzewy.
Ostatnio tam ktoś mieszka - mówi kobieta. Opowiada, że dzwoniła do noclegowni przy Młyńskiej i do Caritasu, gdzie bezdomni mogliby spędzić dzień, ale mężczyźni nie chcą się tam przenieść. Oni nie pójdą - mówi kobieta.
We wskazanym wąwozie rzeczywiście coś widać. Spod płachty wystaje zagłówek starego mebla. A płachta jest ułożona w sposób nasuwający podejrzenia, że pod nią śpi człowiek. Tym razem człowieka nie ma, ale zapewne się tu pojawi, bo obok leży stosik uzbieranego złomu. Dla bezdomnych to wręcz skarb, którego się nie porzuca. Strażnicy jeszcze tu wrócą.
Jedziemy dalej. Tym razem do rzędu komórek stojących przy komunalnej kamienicy wyłączonej z użytkowania. Okna kamienicy są zamurowane, ale w jednej z komórek ktoś mieszka. Jest legowisko, na ścianie prowizoryczne haczyki na ubrania. Kilka komórek dalej jest nawet toaleta. Lokatorów tu nie ma, dlatego strażnicy jeszcze tu wrócą, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku. Okoliczni mieszkańcy pomagają tym ludziom, jak mogą - mówią.
Nie fotografujemy tych miejsc, bo takie zdjęcia mogłyby ściągnąć na bezdomnych realne niebezpieczeństwo. Zagrożeniem dla nich jest nie tylko mróz.
Tak było z parą bezdomnych, którzy kilka lat temu pomieszkiwali w piwnicy będącej pozostałością zburzonego domu obok jednego z blokowisk.
To byli młodzi ludzie, przed trzydziestką. Dziewczyna i chłopak - opowiada jeden z mundurowych. Bezdomni nie robili nikomu problemów, cieszyli się sympatią okolicznych mieszkańców, którzy przynosili im ciepłe posiłki. Do czasu. Pewnego dnia ktoś podpalił piwnicę. Para już tu nie wróciła.
Takie miejsca znają nie tylko strażnicy miejscy, ale również policjanci. Są to dworce, pustostany, ogródki działkowe - wylicza nadkom. Andrzej Fijołek rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. W takich miejscach jesteśmy, kontrolujemy. Zawsze namawiamy, żeby takie osoby udawały się do noclegowni, ale warunkiem jest trzeźwość.
Jeżeli ktoś ma poniżej pół promila, zapewnimy mu krzesło, gorący posiłek - mówi Marcin Burzawa, opiekun z ośrodka dla bezdomnych mężczyzn przy ul. Dolnej Panny Marii w Lublinie. Jeżeli jest powiedzmy jeden promil, czy coś takiego, to taka osoba nie może u nas przebywać.
Placówka już teraz jest niemal pełna. Momentami mamy obłożenie dobijające już do 100 proc. naszych możliwości. Aczkolwiek nigdy nie zostawimy nikogo. Nawet, jeżeli mamy 100 proc., staramy się znaleźć jeszcze jeden, żeby pomóc człowiekowi, aby nie pozostawić go samego na dworze, co zagraża jego życiu przede wszystkim - dodaje Burzawa.
Wielu bezdomnych wybiera jednak alkohol. Zazwyczaj są nietrzeźwi - przyznaje nadkom. Fijołek. Mowa oczywiście o tych osobach, które są już znane policjantom.
W czasie silnych mrozów policjanci przewożą nietrzeźwych do komend lub do izb wytrzeźwień. Trzeźwym proponują podwózkę do noclegowni. Taki transport oferują również strażnicy miejscy. Większość bezdomnych odmawia - mówi Robert Gogola, rzecznik straży miejskiej.
Dlaczego alkohol tak często towarzyszy bezdomnym?
Jest mechanizmem łagodzenia bólu. Jeśli ktoś jest w trudnych sytuacjach życiowych, cierpi emocjonalnie, to ten alkohol jest takim znieczulaczem - odpowiada psycholożka Magdalena Rozmus, która pracuje z osobami bezdomnymi. Przyznaje, że nie jest łatwe przekonanie ich do wyjścia z bezdomności.
To jest już znany mechanizm wyuczonej bezradności. Kto miał szczęście wychowywać się w rodzinie albo w środowisku, które jest bogate w umiejętności zarówno radzenia sobie ze stresem, ale też zadaniowego rozwiązywania problemów, ten wie, że faktycznie, jeśli jest problem, to szukamy rozwiązań - mówi psycholożka. Jeśli natomiast ktoś miał takiego pecha w życiu, że wychowywał się w środowisku, które nie pokazywało takich zdolności, no to raczej jest taka tendencja czekania, aż ktoś pewne sprawy załatwi za mnie - mówi Magdalena Rozmus.
Psycholożka zastrzega, że sytuacja bezdomnych jest zwykle bardziej złożona. Osoby mieszkające na ulicy mają też duże opory przed przyjęciem pomocy psychologicznej, bo w społeczeństwie wciąż pokutuje przekonanie, że jest to coś wstydliwego. Dlatego psychologowie pracujący z bezdomnymi muszą wychodzić do nich sami.