Pierwszy w historii pingwin cesarski, który na początku listopada dotarł do Australii, wraca do domu. Przed nim długa droga, ale specjaliści, którzy zajęli się nielotem, mają nadzieję, że dotrze do swoich.

Pingwin cesarski nazwany przez osoby, które się nim zaopiekowały Gusem, przypłynął do australijskich wybrzeży na początku listopada. Musiał pokonać ok. 3 tys. kilometrów z Antarktyki, co z pewnością nie było łatwym zadaniem. Gus z pewnością się nie oszczędzał, bo w momencie wyjścia na plażę na obcym sobie kontynencie ważył zaledwie połowę tego, co typowy dorosły osobnik jego gatunku.

Pod australijską opieką Gus przybrał na wadze blisko 3,5 kg. Carol Biddulph, badaczka zajmująca się zawodowo dzikimi zwierzętami, która czuwała nad rekonwalescencją pingwina, powiedziała, że ważną częścią procesu było wielkie lustro, dzięki któremu zwierzę nie czuło się samotne.

Uwielbiał je i myślę, że miało to kluczowe znaczenie dla jego samopoczucia. To towarzyskie ptaki i przez większość czasu Gus stał przy lustrze - powiedziała Biddulph w piątek, przed wypuszczeniem Gusa do morza.

Władze regionalnego wydziału bioróżnorodności Australii Zachodniej uznały, że należy wyprawić pingwina w podróż powrotną, nim na półkuli północnej nadejdzie lato. Pingwiny cesarskie podczas podróży żerowych pokonują nawet 1600 km - zauważyła agencja AP.

Gus, który swoje imię dostał na cześć pierwszego rzymskiego cesarza Augusta, został znaleziony 1 listopada na południowym wybrzeżu Australii. Jako pierwsi dostrzegli go surferzy. Zaczął zbliżać się do brzegu - (...), a potem po prostu do nas przydreptał - powiedział lokalnej prasie Aaron Fowler. Jego zdaniem ptak, zachowujący się wśród ludzi z dużą swobodą, "mógł pomyśleć, że jesteśmy pingwinami z powodu naszych czarnych, mokrych skafandrów".