Iskrzy wokół ministerialnego projektu Narodowego Funduszu Zdrowia, złośliwie określanego Funduszem Obsługi Zadłużenia Zdrowotnego, czyli w skrócie FOZZ. Dzisiaj w Sejmowej Komisji Zdrowia gorąco zrobiło się podczas debaty nad poprawką dotyczącą ubezpieczeń bezrobotnych bez prawa do zasiłku. Poszło o miliard złotych: dać go niedomagającej służbie zdrowia czy niewydolnej sferze opieki społecznej?
Kto miałby płacić za ubezpieczenia bezrobotnych bez prawa do zasiłku? Rząd chce część tego obowiązku przenieść z państwa na pracujące rodziny tych osób. A to dlatego, że w przyszłorocznym budżecie nie ma na to pieniędzy. Trzeba więc je zabrać funduszowi pracy i pomocy społecznej. Ale to może grozić paraliżem sfery socjalnej – przestrzega wiceminister pracy Krzysztof Pater.
Mielibyśmy sytuację, w której urzędy pracy, ośrodki pomocy społecznej miałyby jakieś zobowiązania wobec funduszu zdrowia. Były zobowiązania, nie byłoby pieniędzy. I co w tym momencie ZUS odpowiedzialny za egzekucję miałby czynić? Zablokować konta urzędów pracy? – zastanawia się wiceminister.
Opozycja obstaje przy tym, by to państwo ponosiło obowiązek za zdrowie bezrobotnych, a rządowe zabiegi nazywa żenującym wydzieraniem pieniędzy z biednej służby zdrowia dla ubogiej pomocy społecznej, albo odwrotnie.
Ale dlaczego to zdrowie ma przegrywać z biedą? – pyta Tadeusz Cymański z PiS-u. Mimowolnie stajemy się zakładnikami: z jednej strony budżetu, bo na to się powołują koalicjanci, budżet został już ustalony i nic nie da się zrobić, a z drugiej strony: pośpiechu, który - jak wiemy - jest fatalnym doradcą.
Co ciekawe, tę poprawkę, która dzisiaj wzbudziła tyle emocji wcześniej przegłosowano głosami posłów koalicji. Teraz rząd w obliczu przewidywanych kłopotów finansowych wynikających z kolizji budżetu i ustawy o NFZ próbuje desperacko ratować kosztem podatnika.
Foto: Archiwum RMF
21:20