Strumienie wody, huk petard, co jakiś czas chmury gazu łzawiącego napływające ze schodów parlamentu gruzińskiego - tak wyglądał wtorkowy, szósty z rzędu, protest w Tbilisi. "W centrum miasta zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wiele osób założyło kaski i maski przeciwgazowe" - relacjonował z Gruzji reporter RMF FM Mateusz Chłystun. Po północy policja odepchnęła protestujących z okolic parlamentu.
Sąd Konstytucyjny Gruzji odrzucił we wtorek wniosek prozachodniej prezydent kraju Salome Zurabiszwili i opozycji w sprawie unieważnienia wyników wyborów parlamentarnych z 26 października.
Decyzja jest ostateczna i nie podlega zaskarżeniu - napisano w opublikowanym komunikacie. Dwóch z dziewięciu sędziów Sądu Konstytucyjnego opowiedziało się przeciw.
Prezydentka Gruzji, zapowiadając w drugiej połowie listopada zaskarżenie wyników głosowania, ostrzegła, że krajowi grozi dwuwładza i destabilizacja. Uważa, że wyniki należy unieważnić ze względu na złamanie zasady tajności głosowania.
Wybory wygrała partia Gruzińskie Marzenie, która przerwała rozmowy z Brukselą o wstąpieniu kraju do Unii Europejskiej. Z tego powodu już szósty dzień trwają protesty w stolicy Gruzji.
Jak relacjonował specjalny wysłannik RMF FM Mateusz Chłystun, przed budynkiem parlamentu od popołudnia gromadził się tłum. Demonstranci wieczorem zablokował aleję Rustawelego, wznosili patriotyczne hasła. "Jesteśmy Europejczykami" - mówili. To głównie młodzi ludzie, którzy pod parlament przyszli z gruzińskimi i unijnymi flagami.