„To balansowanie na krawędzi bezpieczeństwa pacjentów” – usłyszała reporterka RMF FM od pielęgniarek, które krytykują przygotowane przez resort zdrowia rozporządzenie określające minimalne normy obsady pielęgniarek i położnych. Siostrom nie podoba się to, że resort tworząc nowe przepisy, nie wziął pod uwagę najważniejszych ich postulatów. O tym, ile pielęgniarek ma być w szpitalu, decydować będzie jego dyrektor. Normy będą obliczane według skomplikowanych wzorów.
Pielęgniarki postulowały m.in. umieszczenia w rozporządzeniu zapisu, że na dyżurze powinny być co najmniej dwie siostry. Obawiają się, że dowolność, jaką dają nowe przepisy, może być wykorzystywana przez niektórych szefów szpitali, co w efekcie może zagrozić bezpieczeństwu pacjentów.
Pielęgniarkę i położną sprowadzono do roli maszyny. Włączyć, wpuścić na dyżur i zrobić dobry wynik finansowy. Tu się chyba coś komuś pomieszało - mówi Grażyna Rogala Pawelczyk, szefowa Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. Szpital jest organizacją, która nie powinna być nastawiona na zysk, a na zaspokojenie określonych potrzeb - dodaje.
Jarosław Panek, pielęgniarz naczelny szpitala klinicznego nr 1 w Zabrzu, podkreśla rozmiar i wagę odpowiedzialności, jaka spoczywa na tych, którzy zajmują się pielęgnowaniem chorych. Nie pracujemy w fabryce guzików, ale pracujemy z żywym człowiekiem - mówi. Życie ludzkie jest bezcenne i trzeba o tym pamiętać - tworzyć najlepsze warunki, do tego by jak najlepiej pomagać. Takich warunków w dzisiejszych realiach ochrony zdrowia wciąż brakuje - dodaje.
Resort zdrowia nie ma sobie nic do zarzucenia i daje wolną rękę dyrektorom szpitali. W przesłanym RMF FM stanowisku w sprawie nowych minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek i położnych podkreśla, że nowe rozporządzenie powstało na prośbę środowisk pielęgniarskich. Problem w tym, że niektóre z postulatów tego środowiska nie zostały wzięte pod uwagę.
W nowych przepisach nie znalazło się np. miejsce dla wartości czasowych dla poszczególnych grup pacjentów. Przez niespełna półtora roku, jeszcze w trakcie prac nad rozporządzeniem, pielęgniarki i położne ze stoperem w ręku obsługiwały pacjentów i badały ile czasu im poświęcają. Opracowane wyniki tych badań nie znalazły zainteresowania ministerstwa, a miały pomóc określić liczbę potrzebnych do pracy rąk. Mamy uzasadnione pretensje do pana ministra. To kolejne martwe rozporządzenie - mówią rozżalone kobiety.
W skierowanym do RMF FM stanowisku resortu czytamy: "Związek Powiatów Polskich wskazał, że przyjęcie rozporządzenia z określonymi czasami świadczeń bezpośrednich i pośrednich spowoduje konieczność zatrudnienia znacznie większej liczby pielęgniarek i ocenił, że będą to znaczne skutki finansowe".
Pielęgniarki i położne dziwią się, że w nowym rozporządzeniu siostry oddziałowe, które należą do kadry zarządzającej, zostały zaliczone w poczet pielęgniarek pracujących bezpośrednio przy pacjencie. Pytają, kto w takiej sytuacji będzie zarządzał oddziałem.
Szefowa NIPiP mówi, że ograniczenia biją w nas wszystkich. Pozostawianie jednej pielęgniarki na kilkunastu pacjentów to ryzyko. Fakt, że takie rozporządzenie powstało i nie zostało oprotestowane przed kadrę kierowniczą i dyrektorów podmiotów leczniczych świadczy o ich małej wyobraźni - mówi Grażyna Rogala Pawelczyk. Nie chcą zapłacić pielęgniarkom, zapłacą wysokie odszkodowania - tłumaczy i podaje przykład Włocławka. Miały być dwie położne, była jedna i to nie jest wina położnej, że była jedna. To jest nieudolne zarządzanie podmiotami. To traktowanie szpitala jak fabryki - ocenia.
Dyrektorzy szpitali, z którymi rozmawiała nasza reporterka mówią, że dokładnie przeanalizują potrzeby wszystkich oddziałów. Zaznaczają, że nikt nie zamierza ryzykować bezpieczeństwa pacjentów. Dodają jednak, że są oddziały, gdzie pracy jest mniej i gdzie na dyżurze może pozostawać jedna pielęgniarka. Zapowiadają, że wszelkie ruchy związane z obsadą dyżurów zamierzają konsultować ze związkami zawodowymi pielęgniarek i położnych.
Rozporządzenie o minimalnych normach zatrudnienia wchodzi w życie 1 kwietnia.