Ministerstwo edukacji narodowej twierdzi, że ma pomysł na posprzątanie bałaganu, który spowodowało. Chce połączyć w jednym dokumencie dwa rozporządzenia: o standardach na egzaminie gimnazjalnym i o liście lektur obowiązkowych.
Zmiany mają zapobiec powtórce sytuacji sprzed tygodnia, gdy wielu uczniów zdawało test z materiału, którego nie zdążyli przerobić. Już nie będzie żadnych niejasności - mówi wiceminister edukacji Zbigniew Marciniak.
Ministerstwo edukacji konsekwentnie obarcza winą nauczycieli za zamieszanie z testami gimnazjalnymi. Powstało ono po tym, jak na teście humanistycznym zadaniem uczniów było napisanie charakterystyki jednego z bohaterów „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego lub „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Część uczniów skarżyła się, że feralne lektury nie zostały z nimi omówione.
Dyrektorzy szkół zwrócili się na antenie RMF FM o interwencję bezpośrednio do szefowej resortu edukacji. To jest jednak pytanie do pani Katarzyny Hall. To jest pytanie jednoosobowe. Jeśli ktoś kieruje resortem, tak jak my kierujemy szkołami, to on bierze pełną odpowiedzialność, powinien wyjść do tych rodziców i powiedzieć co zamierza zrobić - powiedział dyrektor jednego z wrocławskich liceów.
Z kolei resort edukacji wskazuje na przepisy, które regulują zakres egzaminu gimnazjalnego i kwestie programowe. W rozporządzeniu precyzującym standardy wymagań na egzaminy czytamy, że uczeń „analizuje, porównuje i syntetyzuje informacje zawarte w tekstach kultury”. Drugi dokument – podstawa programowa z języka polskiego – precyzuje natomiast obowiązkowe dzieła literackie, a na liście są „Kamienie na szaniec” i „Syzyfowe prace”.
Nauczyciele muszą to wiedzieć - mówi reporterowi RMF FM wiceminister edukacji Zbigniew Marciniak. Zaznacza, że jeżeli wyciągnięcie wniosków z dwóch dokumentów jest dla nauczycieli zbyt trudne, to MEN ułatwi im życie: My uprościmy prawo, żeby to było bardziej czytelne. Połączymy te dwa rozporządzenia w jedno, żeby było klarownie powiedziane, jakie są wymagania. (…) Już nie będzie żadnych niejasności.
To jednak plan na przyszłość. Od rozwiązania bieżącego problemu MEN umywa ręce. Minister Katarzyna Hall jak ognia unika mediów i kolejny dzień milczy jak zaklęta. Jej zastępca uparcie twierdzi, że jedyne co resort może dla pechowych uczniów zrobić, to za pośrednictwem kuratoriów wystawić zaświadczenia. Cóż z tego, że są one bezwartościowe w rekrutacji do liceów.
Opozycja chciałaby oczywiście uderzyć w minister Hall, bo po zamieszaniu z kanonem lektur i wpadce z egzaminem gimnazjalnym to dość łatwy cel, ale opozycja jest po prostu za słaba: Na razie poczekajmy pani minister pokazuje co umie – mówi z przekąsem Przemysław Gosiewski i przyznaje, że próba odwołania ministra rządu, który ma tak duże poparcie społeczne i kiedy koalicja jest jeszcze zwarta byłoby samobójstwem ale gdy sondaże spadną, w koalicji pojawi się wyłom, to nie jest to wykluczone: Czekamy zbieramy dokumentację i jak upłynie okres ochronny dla rządu będziemy na pewno rozważać bardziej stanowcze kroki.
Minister Hall nawet we własnych szeregach nie ma 100-procentowego poparcia: Osądzimy po owocach, czyli po tym, jak ta sprawa zostanie definitywnie rozwiązana, jeszcze nie jest - mówi szef klubu Platformy Obywatelskiej, Zbigniew Chlebowski. PSL też grymasi na minister Hall, ale na razie pokornie dodaje: to koń z zaprzęgu Tuska.