Donald Tusk tłumaczył się z poręczenia udzielonego osobom zamieszanym w jedną z największych afer finansowych na Pomorzu. Do dokumentów podpisanych przez kandydata na prezydenta dotarli dziennikarze "Życia Warszawy".
Donald Tusk na zwołanej konferencji prasowej kilkakrotnie wyraźnie i dobitnie podkreślał, że podpisanymi poręczeniami w żaden sposób nie chciał komukolwiek udowadniać winy lub niewinny. Nie ręczyłem za niewinność tej osoby. Ręczyłem za to, co się dokonało, że nie będzie unikała wymiaru sprawiedliwości po wyjściu z aresztu śledczego. I to się stało - mówił. Zaznaczył także, że nie żałuje, iż poręczenia podpisał.
A chodzi o poręcznie dwóch osób podejrzanych w jednej z największych afer finansowych na Pomorzu - Andrzeja M. i Izabelę S. Afera wybuchła w czerwcu 2001 roku, kiedy to do aresztu trafili dwaj gdańscy biznesmeni Andrzej V. i Andrzej M., główni podejrzani. Aresztowano ich w związku z wyłudzeniami wielu milionów złotych od Zakładów Mięsnych w Kościerzynie.