Generał Wojciech Jaruzelski dopiero za tydzień dokończy składanie wyjaśnień przed warszawskim sądem. Występuje tam jako jeden z oskarżonych w procesie autorów stanu wojennego. Dziś, przed sądem, podkreślał, że w okresie 1980-1981 groźba interwencji państw Układu Warszawskiego w Polsce była realna.
Zaprzeczył też twierdzeniom pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej, by sam miał zachęcać do tej interwencji. IPN nie przedstawia na to dowodu - oświadczył Jaruzelski.
Generał mówił także o bezpośrednich przyczynach wprowadzenia stanu wojennego. Na taką decyzję – jak stwierdził – wpłynęły wyniki obrad Komisji Krajowej "Solidarności" w Radomiu w pierwszych dniach grudnia 1981 roku. To był punkt krytyczny, o którym w akcie oskarżenia jest tylko wzmianka - powiedział Jaruzelski. Dodał, że podczas obrad padały radykalne żądania, np. "Bój to będzie ich ostatni", mówiono o konieczności tzw. strajku czynnego.
Zdaniem Jaruzelskiego, najgroźniejsze było jednak potwierdzenie przez władze związku zwołania wielkiej demonstracji w Warszawie na 17 grudnia 1981 r., który to dzień miał być "ogólnopolskim dniem protestu". To przesądziło o wprowadzeniu stanu wojennego - dodał oskarżony. Rodzi się pytanie, kogo trzeba byłoby nazwać zbrodniarzem za doprowadzenie do sytuacji, gdy 17 grudnia zaczęłaby się krwawa awantura - oświadczył.
Jaruzelski zaznaczył także, że stan wojenny uchronił "Solidarność" od wielkiej konfrontacji ideowej i organizacyjnej. Wiosną 1982 r. „Solidarność” rozpadłaby się tak, jak potem Obywatelski Klub Parlamentarny - powiedział gen. Jaruzelski. Podkreślił, że "S" nie była monolitem.