Rząd chce odebrać prawa do wcześniejszej emerytury nauczycielom i kobietom, które przepracowały 30 lat. Zmiany były spodziewane, ale – według "Gazety Wyborczej" – są bardziej radykalne niż przypuszczano. Ministerstwo Pracy jutro ma przyjąć ustawę o emeryturach pomostowych.
Prawo do wcześniejszej emerytury od stycznia 2008 roku stracą przedstawiciele ponad 50 zawodów, m.in. dziennikarze, aktorzy i cyrkowcy. Przede wszystkim jednak nauczyciele – półmilionowa grupa zawodowa. Zmiany dotkną 300 tys. z nich.
Nauczycielki tracą na trzy sposoby. Nie będą mogły przechodzić wcześniej na emeryturę w związku z pracą w trudnych warunkach. Z Karty Nauczyciela rząd wyrzuci przepis, który pozwala iść na emeryturę po 30 latach pracy niezależnie od wieku, a z ustawy emerytalnej przepis dający to samo prawo każdej 55-letniej Polce (niezależnie od zawodu). Z tej ostatniej ustawy co roku korzystało od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy kobiet.
Praca nauczyciela nie różni się od pracy na przykład w biurze i nie zasługuje na specjalne prawa. A jeśli nauczycielka ma problemy z głosem, niech idzie na rentę - mówi wiceminister pracy odpowiedzialny za reformę emerytalną Romuald Poliński.
Wszystko dlatego, że resort zmienił definicję pracy w trudnych warunkach. Teraz będzie to praca przy niebezpiecznych dla zdrowia materiałach – np. przy chemikaliach – czy taka, której wykonywanie w późnym wieku zagraża bezpieczeństwu publicznemu. Chodzi o kierowców, pilotów i maszynistów – wyjaśnia dziennik. Tym samy zmniejszy się liczba osób, które będą mogły iść na emeryturę pięć lat wcześniej – kobiety w wieku 55 lat, a mężczyźni – 60.
Były minister pracy Michał Boni ostrzega, że to, co rząd zaoszczędzi na nauczycielach i innych grupach, straci na górnikach. W myśl rządowych projektów górnicy zachowają ustawowe przywileje, które wywalczyli w 2005 r. demonstracjami pod Sejmem. Gwarantują im one przechodzenie na emeryturę już po 25 latach pracy pod ziemią i może kosztować budżet 60-70 mld zł w ciągu 30 lat.