Kolejny piłkarski weekend za pasem, a w roli głównej znów stadionowi chuligani. Czyżby wobec pseudokibiców w Polsce panowała prawna fikcja i bezkarność? Co mają na swoją obronę stróże prawa?
RMF FM informował w weekend o pojedynku nie tylko na pięści na katowickim osiedlu Witosa, o umówionej bójce szalikowców ŁKS-u i Widzewa w lesie koło Sieradza. I o fikcji stadionowego zakazu. Żaden z ukaranych po derbach Łodzi 12 dni temu nie zgłosił się na policję podczas meczów Widzewa i ŁKS - ani w środę, ani wczoraj... Dlaczego?
Policja bezradnie rozkłada ręce. Uzbrojona pięść państwa czasami okazuje się bezsilna. Nie ma w Polsce tylu policjantów, żeby przypilnowali każdego kibica - mówi Marcin Szyndler z komendy głównej. Poza tym nie sądzę, by obywatele życzyli sobie, aby policjanci pilnowali tylko chuliganów i nic innego nie robili - dodaje.
Zresztą Nec hercules contra plures (kiedy ludzi kupa wtedy i siłacz niewiele może zrobić) – tłumaczy Szyndler. Tym bardziej, że nie wszystkie kluby pomagają. Jeden z organizatorów drugoligowego meczu o podwyższonym ryzyku powiedział, że nie stać go na ochronę i prosi policjantów. Policjanci owszem będą, ale nie w charakterze ochrony.
Lepiej – zapowiada Szyndler – ma być, kiedy w życie wejdą ostrzejsze przepisy przygotowane naprędce po wypadkach warszawskich, ale wtedy zapewne znajdzie się jakieś inne wyjaśnienie….