W ogarniętej gigantycznymi pożarami lasów Kalifornii ogłoszono stan nadzwyczajny. Żywioł pochłonął już 15 ofiar, ponad 1000 domów i ponad 100 tys. hektarów lasów. Strażacy przyznają, że nie są w stanie zapanować nad ogniem.

Na terenie objętym ogniem, dawno już nie było tak wielkich pożarów, dlatego poszycie jest wyschnięte i pali się bardzo intensywnie.

Wysiłki strażaków – jak przyznają eksperci – na niewiele się zdadzą, jeśli nie poprawi się pogoda; nie osłabnie wiatr, nie spadnie temperatura i nie zwiększy się wilgotność powietrza. O deszczu – mówią synoptycy – trudno na razie mówić.

Tysiące strażaków walczą więc bez wytchnienia, by opóźnić rozprzestrzenianie się ognia. Cały czas z innych części kraju do walki z ogniem ściągane są posiłki: Tu, w południowej Kalifornii, normalnie mamy

niewielkie środki. Teraz jest wręcz dramatycznie. Pomaga nam około czterystu strażaków z San Diego. Są tu już cały dzień - mówił jeden z szefów akcji. W sumie w gaszeniu pożarów bierze udział ok. 5 tys. ludzi.

Już teraz wydaje się, ze będzie to najbardziej kosztowny pożar w historii Kalifornii. Prezydent Bush uznał teren objęty pożarem za obszar klęski żywiołowej. To pozwoli skierować tam fundusze federalne: na koszty akcji gaśniczej i pomoc ofiarom.

Dodajmy, iż strażacy oceniają, że z 10 wielkich pożarów w Kalifornii co najmniej 2 zostały wywołane przez człowieka.

Pożary – jak donoszą agencje - przeniosły się już z Kalifornii za południową granicę USA - do Meksyku. Tam ich opanowanie będzie jeszcze trudniejsze, bo Meksykanie dysponują skromniejszymi środkami niż Amerykanie.

08:05