Żony i dzieci marynarzy, którzy 10 lat temu zginęli w katastrofie promu "Jan Heweliusz", nie dostaną odszkodowań od armatora statku - zadecydował sąd. Powód? Sprawy się przedawniły. Winę za to ponosi pełnomocnik zainteresowanych rodzin, który aż 5 lat zwlekał ze złożeniem pozwu w sądzie.
W 1994 roku winnym katastrofy „Heweliusza” uznano jego armatora - szczecińską EUROAFRICĘ. Rodziny ofiar natychmiast znalazły adwokata, aby zajął się sprawą odszkodowań. Po jakimś czasie mecenas z przyczyn przez siebie nie zamierzonych, sprawę pozostawił.
W 1997 roku rodziny marynarzy zwróciły się do Remigiusza Szulczewskiego. Ten natychmiast miał przygotować pozwy w sprawie odszkodowań. W sumie miał pomóc kilkunastu rodzinom. Od wszystkich wziął pieniądze.
Dopiero w ubiegłym roku okazało się, że Szulczewski bezczelnie oszukiwał wdowy po marynarzach z "Heweliusza". Utrzymywał mnie w przekonaniu, że sprawa się toczy - mówiła reporterowi RMF jedna z kobiet. Aż nabrałam podejrzeń, że za tym kryje się jakieś oszustwo, więc zwróciłam się do innego adwokata. Wówczas okazało się, że sprawy są już dawno w archiwum, skreślone – dodaje.
Przez ten czas Remigiusz Szulczewski jedynie 9 z kilkunastu spraw skierował do sądu i z tego wszystkie oprócz jednej zostały przez sąd zwrócone w trybie natychmiastowym, ponieważ pan mecenas nie uzupełnił braków formalnych.
Rodziny ofiar Heweliusza najprawdopodobniej podadzą Szulczewskiego do sądu. Jutro zaś zajmie się nim izba adwokacka.
Dodajmy, że rodziny ofiar promu „Heweliusz” nie dość że nie dostaną odszkodowania, to jeszcze będą musiały zapłacić po 3 tys. złotych kosztów sądowych.
09:50