Dziś byliśmy w mieście Pieniążka, który rozsławił Skierniewice, dlatego przysiedliśmy się do niego na ławeczce. Szukaliśmy najlepszego przepisu na „skierlotkę” i ruszyliśmy szlakiem dawnej kolei warszawsko-wiedeńskiej do starej parowozowni. Na koniec wypoczywaliśmy w fantastycznym ogrodzie, po którym przechadzał się poeta Ignacy Krasicki.
Ten Pieniążek, o którym była mowa wcześniej, to profesor Szczepan Pieniążek, czyli człowiek, któremu Skierniewice zawdzięczają ogrodniczą sławę. To właśnie ten naukowiec założył Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. Później pojawił się Instytut Warzywnictwa i tak powstała naukowa potęga miasta. Niedawno obydwa słynne instytuty zostały połączone w Instytut Ogrodnictwa. Profesor od wdzięcznych skierniewiczan doczekał się dwóch pomników (może nawet niektórzy mieszkańcy nie wiedzą, że są dwa). Pierwszy z nich jest na Rynku Miasta przed ratuszem; drugi - przed siedzibą Instytutu Ogrodnictwa. Ten pomnik w centrum miasta to rodzaj ławeczki, na której można usiąść obok profesora. Ponoć szczęście przynosi potarcie jabłka, które trzyma profesor, a przy ławeczce jest ładne wyjaśnienie związku Skierniewic i prof. Pieniążka: "Profesorze, dałeś nam owoc bogów - JABŁKO, zostawiłeś - SERCE, dziękujemy - skierniewiczanie". Dlatego też to w Skierniewicach jest jedyna w Polsce aleja jabłoniowa.
Skierniewice to miasto jak z filmu, można by powiedzieć. Do takiego twierdzenia upoważnia fakt, że miasto wystąpiło w bardzo znanym filmie i "grało" samo siebie. Ale od początku... Rzecz dzieje się w XIX wieku i pan Stanisław Wokulski oraz panna Izabella Łęcka podróżują pociągiem kolei warszawsko-wiedeńskiej. Gdy bohater "Lalki" dowiaduje się z podsłuchanej w języku angielskim rozmowy, że został zdradzony przez narzeczoną, postanawia wysiąść na najbliższej stacji - tym miejscem są Skierniewice. Scenę rozstania z Izabellą najlepiej znamy z filmu, gdzie właśnie można zobaczyć skierniewicki dworzec (pochodzący z okresu "wiedenki"). Wtedy postać panny Łęckiej zagrała świetnie Beata Tyszkiewicz, a partnerował jej Mariusz Dmochowski. Historia Wokulskiego nie skończyła się, gdy wysiadł w Skierniewicach, ale jeszcze miała swój dramatyczny przebieg: Stach próbował popełnić samobójstwo kładąc się na torach. Uratował go dawny znajomy - kolejarz Wysocki. I w taki oto sposób bohater powieści stał się częścią miasta, a wyrazem tego jest pomnik brązowego Wokulskiego, który wita podróżnych z małym kufrem na dworcu kolejowym.
Miasto ma także bardzo romantyczną twarz. Jednym z przykładów jest modrzewiowy dworek, w którym przez ostatnie 10 lat swojego życia mieszkała Konstancja Gładkowska, która była młodzieńczą miłością Fryderyka Chopina. Budynek, gdzie dziś mieści się Izba Historii Skierniewic, jest skromny, nie rzuca się w oczy - podobnie, jak to było z Konstancją, a jednak potrafiła zauroczyć kompozytora. Poznali się w warszawskim konserwatorium, gdzie dziewczyna uczyła się śpiewu. Podobno Fryderyk kochał Konstancję, a ona nie odwzajemniała jego uczuć. Jednak w dniu pożegnania Chopina, który wyjeżdżał z kraju, Konstancja zaśpiewała dla niego arię z "Pani Jeziora" Rossiniego. Wcześniej wpisała się do pamiętnika muzyka wierszem, gdzie opowiedziała o żalu przyjaciół, zostających w Polsce. Czy rzeczywiście Konstancja nie była tak mocno zaangażowana uczuciowo, jak Fryderyk, trudno jednoznacznie stwierdzić. W rodzinie Gładkowskiej zostało przekonanie, że dziewczyna nie chciała być obciążeniem dla świetnie zapowiadającego się kompozytora i wolała nie rozwijać związku. Po wyjeździe Chopina pisali do siebie jeszcze przez rok, a cała znajomość trwała jedynie półtora roku.
Będąc w Skierniewicach nie można ominąć parowozowni z oryginalną nastawnią i halą wachlarzową (wszystko pochodzi z czasów Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej). Teraz gospodarzem obiektu jest Polskie Stowarzyszenie Miłośników Kolei, które ma bardzo bogatą kolekcję wagonów, parowozów, elektrowozów i lokomotyw spalinowych. Na niewątpliwą uwagę zasługuje jedyny w Europie (i to jeszcze na dodatek sprawny!) wagon akumulatorowy Wittfeld (z 1913 roku) - jedyny, który ocalał z serii 178 sztuk. Jest też wagon restauracyjny CIWL o oryginalnej konstrukcji z drewna teakowego (identyczny, jak ten, w którym w Compiegne podpisano rozejm na froncie zachodnim). Jest też pruski wagon czteroosiowy do pociągów pospiesznych (z 1907 roku), który nawet podwozie ma niemal całkowicie drewniane i ostatni w Polsce wagon pociągu rządowego II Rzeczypospolitej z 1911 roku (jednocześnie jedyny taki w kraju dawny wagon pasażerski o sześciu osiach). Wagony z kolekcji PSMK "występowały" w filmach, m.in.: "Lista Schindlera" i "Pianista".
Na pewno robi wrażenie to, że w Skierniewicach można przejść pod bramą, którą wjeżdżał sam król Stanisław August Poniatowski. Dziś ta zabytkowa, klasycystyczna brama z 1780 r., zachęca do odwiedzenia parku, kiedyś prowadziła do siedziby arcybiskupów gnieźnieńskich. A po wspomnianym parku spacerował ostatni mieszkający w Skierniewicach arcybiskup, poeta i pisarz oświecenia Ignacy Krasicki. Siedziba duchownych zyskała także miano Pałacu Prymasowskiego, bo w czasie bezkrólewia i nieobecności króla, prymasi rządzili krajem ze skierniewickiej siedziby. Pałac był miejscem zjazdów: biskupów, magnatów i szlachty. Budynek w stylu klasycystycznym ma też czarną - dosłownie - kartę w swojej historii: był bowiem świadkiem zjazdu tzw. Trzech Czarnych Orłów. To byli władcy państw zaborczych - car Aleksander III i cesarze: Wilhelm I i Franciszek Józef I. Budynek pałacu jest interesujący, a i warte obejrzenia są wnętrza. W sali "Pod Jutrzenką" jest plafon, na którym bogini świtu ma twarz Anny Grudzińskiej, czyli żony Wielkiego Księcia Konstantego. Książę dostał osadę pałacową wraz ze Skierniewicami w prezencie od brata cara Aleksandra I. Teraz Pałac Prymasowski jest siedzibą Instytutu Ogrodnictwa. W tej placówce wyhodowano ponad 200 odmian roślin sadowniczych i warzywnych, więc pewnie marchewka i jabłka, które macie w domu, powstały pod okiem skierniewickich naukowców.
Ponieważ Skierniewice słyną z tradycji ogrodniczych, nie może w tym mieście zabraknąć owocowych przysmaków. Jednym z nich jest "skierlotka". Tradycja "skierlotki" liczy już kilka lat, a najlepszych deserów tego typu, według nowych receptur, można próbować co roku na skierniewickim Święcie Kwiatów Owoców i Warzyw.
Z miastem pożegnaliśmy się na fenomenalnym dworcu kolejowym z czerwonej cegły, który ma gotyckie wieżyczki w stylu angielskim. Budynek dworca był niejako prezentem dla cara Rosji, który odwiedzał swoją rezydencję w pobliżu Skierniewic. Miasto zawsze miało tradycje kolejowe, bo to właśnie tędy szła pierwsza linia kolejowa na terenie dawnego Królestwa Polskiego. Słynna "wiedenka" sprawiła, że mieszkańcy Warszawy chętnie wybierali się do Skierniewic na pikniki, tańce w parku, spotkania towarzyskie i pikniki - przecież tak łatwo podróżowało się koleją, a Skierniewice były pierwszą stacją za stolicą. Warto dodać, że pociągi w XIX wieku pokonywały trasę do Warszawy w około 2 i pół godziny (dziś pociągi ze Skierniewic do stolicy jadą tylko o połowę krócej, a trzeba pamiętać, że kiedyś wagony ciągnęły parowozy).