Głównym wydarzeniem jest dziś spotkanie prezydenta z marszałkiem Sejmu - tak kończy się pierwszy tydzień działania nowego Sejmu ze starym rządem. Nie można jednak powiedzieć, że z jego przebiegu zadowolony jest ktokolwiek poza politykami realizującymi dwie strategie; jedni przeciągają, drudzy to przeczekują.
Przyjęcie przez pierwszą osobę w państwie osoby drugiej (bez udziału osób trzecich) nie zapowiada przełomu. To całkiem naturalne, że wybrany w poniedziałek marszałek Sejmu - jako jedyny na razie namacalny dowód istnienia sejmowej większości - nawiązuje bezpośredni kontakt z głową państwa.
Obie przymierzające się do kohabitacji strony nie mają długiej wspólnej historii, starają się nawazajem wyczuć, określić pole ew. kompromisów, sformułować lub potwierdzić wzajemne oczekiwania. Jest jednak jeden bieżący element wspólny, który zarówno Andrzej Duda jak Szymon Hołownia, starają się przy okazji spotkania zamaskować.
Prezydent, który powierzył misję tworzenia nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu, który nie ma na to szansy, stara się przedstawić ten krok jako działanie wynikające z tradycji, sensowne i rokujące szanse na sukces. Wybranie przez nowy Sejm Szymona Hołowni i to aż 265 głosami nie psuje prezydentowi nastroju. Andrzej Duda robi dobrą minę do działania na podstawie niedorzecznego założenia, że kilkudziesięciu posłów przeciwnych rządowi Morawieckiego zmieni zdanie i zdradzi swoich wyborców.
Marszałek Sejmu ma zaś zadanie trudniejsze. Prezydent korzysta ze swoich uprawnień i nie sposób go od tego odwieść. Szymon Hołownia może powtarzać to, co wszyscy wiedzą. Musi się jednak pogodzić z rzeczywistością i także robić przy tym dobrą minę.
I tak właśnie być. Taka jest właśnie odpowiedź koalicji na zafundowane jej przez prezydenta kilkutygodniowe oczekiwanie na przejęcie władzy. Jej zwolennicy zaczynają odczuwać zniecierpliwienie i potrzebują podtrzymania nadziei na zapowiadane zmiany - do tego potrzeba zaś regularnych impulsów, świadczących że zmiana postępuje, że ich wybrańcy nie tkwią w bezczynności. Koalicja KO, Polski 2050, PSL i Lewicy rządu jeszcze nie przejęła, władzę objęła na razie tylko w Sejmie, a najdobitniejszym tego dowodem jest jego nowy marszałek.
To Szymonowi Hołowni powierzono ściąganie uwagi na działania koalicji. Stąd jego tak eksponowana aktywność: spotkanie z prof. Adamem Strzemboszem, orędzie telewizyjne, wizyta w Pałacu Prezydenckim czy spotkanie z Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Te wydarzenia nie zmieniają sytuacji, pokazują jednak, że nowa koalicja już działa, ma nie tylko umowę koalicyjną ale też inicjatywę.
Skierowanie wszystkich obiektywów na Szymona Hołownię pozostałym liderom koalicji pozwala zejść w cień i wykorzystać zajmowania się działaniami marszałka na przygotowywanie tego, co zapowiadano w umowie koalicyjnej. Moment przegrzania oczekiwań swoich zwolenników dla koalicji właśnie następuje; opinia publiczna zaczyna zauważać, że zapowiedź rozliczeń nie wiąże się jeszcze nawet z przyjęciem uchwał, unieważniających powołania trójki tzw. sędziów-dublerów do Trybunału Konstytucyjnego czy 15 sędziów-członków KRS. A to miał być zaledwie pierwszy, najszybszy krok znacznie szerszej naprawy.
Nie widać jasnej deklaracji nt. powoływania, liczby czy zakresu działania komisji śledczych. Znanych jest kilka pomysłów na Komisję Prawa i Sprawiedliwości, nie ma jednak jasnej decyzji, który z nich będzie realizowany ani kiedy. Od wyborów minął już ponad miesiąc, zawierająca deklaracje w tych sprawach umowa koalicyjna znana jest od tygodnia. Na razie nie wiemy wciąż co, kiedy ani - co najważniejsze - jak?
Pierwszym z tych słów koalicjanci starają się uzasadnić drugie. Długi czas przejmowania władzy nie jest jednak efektem wnikliwego namysłu, a efektem działań prezydenta i przeciągania się skazanych na niepowodzenie działań opozycyjnego dziś rządu. Przeczekiwanie zaś po kończącym się jego pierwszym tygodniu potrwa jeszcze prawdopodobnie trzy kolejne;
- premier Morawiecki ma przedstawić swój rząd za tydzień, w piątek,
- prezydent może ten rząd zaprzysiąc tego samego dnia, może się jednak okazać, że nie znajdzie na to czasu przed poniedziałkiem. Jeden z liderów koalicji wspomniał już o takiej możliwości, dodając cierpką uwagę o zbliżającym się sezonie narciarskim,
- od dnia zaprzysiężenia powołany rząd będzie miał kolejne dwa tygodnie na przygotowanie wystąpienia programowego i próbę uzyskania wotum zaufania w Sejmie. To zaś może więc nastąpić w pierwszej dekadzie grudnia i dopiero wtedy koalicja będzie miała szanse na powołanie przez Sejm rządu Donalda Tuska.
Do tego czasu jednak koalicjanci muszą znaleźć sposób na uporządkowanie planów i podtrzymanie publicznymi działaniami energii własnej i zainteresowania swoich zwolenników.
Pierwszy tydzień przeczekiwania medialnie zagospodarował koalicjantom Szymon Hołownia. W kolejnych trzech on sam już raczej nie wystarczy.