Literacki Nobel dla Han Kang: wielkie zaskoczenie?
Nie do końca.
Kiedy w zeszłym roku, omawiając kandydatury do tej prestiżowej nagrody, przyniosłem do radia wielką torbę książek, żeby mieć tę noblowską na wyciągnięcie ręki, wśród licznych tomów była powieść "Wegetarianka". Koreańska autorka, nagrodzona za nią Bookerem, pojawiała się na bukmacherskich listach w roku 2023. Wtedy jednak największy prestiż na świecie przypadł Norwegowi Jonowi Fossemu.
Polecam "Wegetariankę". To zdecydowanie "łatwiejsza" w odbiorze proza niż duszne, klaustrofobiczne, trudne w lekturze Fosse'owskie zdaniowe meandry. Książka Han Kang też jest wprawdzie utkana z koszmarów, obsesji i brutalizmów, ale napisana prostszym, jakby bardziej sensacyjnym stylem.
Akcja dzieje się w rodzinie bliższych i dalszych krewnych, wszystko zaczyna się od snu o mięsie i wpisuje się pozornie w modny temat wegetarianizmu. Wprawdzie jest tam taka powierzchowna socjologiczno-kulturowa płaszczyzna, (także kulinarna rodem z Dalekiego Wschodu) ale wszystko zamienia się w historię jak z mrocznej baśni, zmienia się w wielkomiejski mit. Mimo to autorka dba o realizm tła społecznego, werystyczne są opisy życia rodzinnego i małżeńskiego, pracy zawodowej, relacji korporacyjnych, sytuacji szpitalnych.
Książka jest bardzo zmysłowa, w dosłownym sensie (rozerotyzowane obrazy kobiecego ciała), ale także bardziej ogólnym: bardzo sensualne są opisy świata przedstawionego, także przepuszczone przez pryzmat wrażliwości artysty.
Ta proza przyciąga i odpycha zarazem. Można od pierwszych stron razem z bohaterką ulegającą psychosomatycznej metamorfozie, poczuć w sobie odrazę do mięsnych potraw. Jednak, podkreślam, nie o to tu tylko chodzi. To znacznie głębsza niż temat szalejącego i szalonego weganizmu powieść, penetrująca archetypiczne pokłady w kobiecej i męskiej psyche, potrącająca ciemne struny także w duszach czytelników. Lekko przestrzegam: sięgnijcie po tę powieść, ale na własną odpowiedzialność!
Piszę tę słowa w elektronicznym notatniku, siedząc na fotelu w tramwaju w drodze do radia na dyżur w Faktach RMF FM. Piszę z pamięci o wrażeniach z zeszłorocznej lektury. Gdy wertuję tę książkę od środka ponownie w środku komunikacji, dostrzegam podkreślony podczas pierwszej lektury cytat.
To opis dzieła artysty, ważnej postaci w "Wegetariance". To zdanie uznaję za rodzaj mikrokosmosu tej opowieści. Taka właśnie jest ta książka tegorocznej Noblistki. Sięgam po nią ponownie, po wyborze Szwedzkiej Akademii, a potem po kolejną - jeszcze nieczytaną, którą też kupiłem w zeszłym roku.
Moim kandydatem w tym roku był Węgier László Krasznahorkai. Jego dwie powieści pochłonąłem latem. Mam na myśli "Melancholię sprzeciwu" oraz "Szatańskie tango". Nie zawiedzie się nikt, kto kocha Kafkę, Brocha i Becketta. Węgier był w tym roku w pierwszej dziesiątce u bukmacherów, ale byłem niemal pewien, że Nagroda Nobla nie dla niego. Wiadomo - klucz, niby nieistniejący, ale jakoś się sprawdza. W tym roku miała to być kobieta spoza Europy. I tak się stało.
Cieszę się.
Jak zwykle jest co czytać. Kto darzy miłością literaturę, pewnie pokocha i Han Kang.