Trener naszych piłkarek ręcznych Kim Rasmussen wierzy, że Polki pokonają Dunki i staną na podium Mistrzostw Świata. Mimo że Rasmussen jest Duńczykiem, to zapewnia, że dla niego będzie to tylko kolejny mecz, który trzeba wygrać. Trener ma też nadzieję, iż w finałowej potyczce Brazylijek z Serbkami na wysokości zadania staną sędziowie.
Patryk Serwański: Czy mecz z Danią będzie dla pana czymś wyjątkowym? Ma pan coś do udowodnienia swoim rodakom?
Kim Rasmussen: Nie, to nic wyjątkowego. Po prostu kolejny mecz piłki ręcznej, który chcemy wygrać. To duże wydarzenie. Jesteśmy w najlepszej czwórce mistrzostw świata. Zapewniam, że dziewczyny na mecz będą dobrze zmotywowane. Bardzo zależy nam na tym, żeby na święta do domów pojechać z brązowymi medalami.
Nie da się ukryć, że walczycie o prezent dla wszystkich kibiców w Polsce.
Tak, ale największy prezent możemy zrobić sami sobie. To byłoby coś wielkiego: jeśli staniemy na podium obok Brazylijek i Serbek. Wtedy spełnią się nasze marzenia. Wierzmy w to, że nam się uda. Dziewczyny są wypoczęte i gotowe do tych ostatnich 60 minut gry na mistrzostwach.
Zaskoczył pana drugi półfinał, w którym Brazylia pokonała Danię?
Nie bardzo. Brazylia na mistrzostwach w Serbii gra naprawdę świetnie. My wiedzieliśmy to już przed turniejem, kiedy graliśmy z Brazylijkami mecze towarzyskie. Więc ich awansu nie uznaje za niespodziankę. Nie spodziewałem się może takich rozmiarów ich zwycięstwa nad Danią, ale taka jest piłka ręczna. Presja też odgrywa swoją rolę. Wystarczy spojrzeć na nasz półfinał z Serbią.
Brazylijki grały już w tym turnieju mecz z dwoma dogrywkami. Teraz przed nimi finał. Nie będą zmęczone?
Dobre pytanie. Myślę, że Brazylijki nie będą myśleć o tym zmęczeniu. Kiedy grasz w finale, nic się nie liczy. Nie myślisz o zmęczeniu, złamanej nodze. Ważne jest tylko zwycięstwo. Pod względem mentalnym będą gotowe. Ich styl gry, poziom zawodniczek, gra bramkarek - wszystko to pokazuje, że stać je na walkę z Serbią. Największym kłopotem może być te 20 tysięcy fanów. Mam nadzieję, że sędziowanie będzie na dobrym poziomie, bo podczas naszego meczu z Serbią poziom sędziowania przez dwie Francuzki był dla mnie nie do zaakceptowania. Popełniały sporo niewielkich, ale jednak błędów na korzyść rywalek.
Wie pan, że jeśli pokonacie Danię, to wróci pan do Polski jako bohater?
Nic z tych rzeczy. Ja jestem Kim Rasmussen. Po prostu staram się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Raz idzie mi lepiej, raz gorzej, ale nie można nazywać mnie bohaterem - to za wiele. Jeśli kogokolwiek chcecie tak nazywać, to nazwijcie dziewczyny bohaterkami.
(mal)