Polskie piłkarki ręczne zmierzą się dziś w Belgradzie z Dunkami w meczu o brązowy medal mistrzostw świata. O ile występ biało-czerwonych jest niespodzianką, o tyle udział utytułowanych Skandynawek nie do końca.
Smaczku rywalizacji dodaje fakt, że selekcjoner biało-czerwonych Kim Rasmussen jest Duńczykiem, ale, jak zapewniał w przeddzień spotkania, w tym pojedynku "będzie Polakiem".
Jutro będę Polakiem. Zrobię wszystko, żeby ten mecz wygrać. Znam oczywiście bardzo dobrze wszystkie zawodniczki naszych następnych rywali. Trzeba będzie znaleźć sposób, żeby je powstrzymać - zapewniał wczoraj.
Jego asystent Antoni Parecki charakteryzując ekipę rywalek podkreślał ich szybkość, kreatywność i zgranie.
Styl duński polega na mocnej obronie, na fantazyjnym ataku, szybkiej kontrze. Mają bardzo szybkie zawodniczki na środku rozegrania, które ciągle znajdują zaskakujące rozwiązania akcji. Rozumieją się błyskawicznie z kołowymi, ale to nic dziwnego. Reprezentacja oparta jest bowiem na dwóch klubach: Team Tvis Holstebro i FCM Handebold - opisał w rozmowie z duńską drużynę asystent trenera głównego reprezentacji.
Dunki są głodne sukcesu, bowiem od 2004 roku, kiedy sięgnęły po srebro w ME, potem tylko co najwyżej ocierały się o podium najważniejszych turniejów. Do tego momentu, od 1993 roku, wywalczyły 11 medali podczas igrzysk olimpijskich (trzy złote), mistrzostw świata i czempionatu Europy (w tym trzy złote).
W MŚ jednak drużyna duńska po raz ostatni na podium stanęła w 1997 roku i to na jego najwyższym stopniu.
W półfinale tegorocznego czempioneu Skandynawki, w podobnym stylu co Polki z Serbią, przegrały z Brazylią.
W finale w belgradzkiej Kombank Arenie o 17.15 spotkają się Brazylijki z Serbkami. Gospodarze turnieju oczekują kolejnego rekordu frekwencji na meczu piłki ręcznej kobiet - piątkowy półfinał ich zespołu z Polkami przyszło obejrzeć 18 236 kibiców.