"Trzeba będzie zrobić podsumowanie i zastanowić, się, jaki plan obrać na przyszły rok (…) by na przyszły Dakar przyjechać jeszcze mocniejszym" - zapowiada Jakub Przygoński tuż po wielkim sukcesie w zakończonym właśnie prestiżowym i arcytrudnym 41. Rajdzie Dakar. Polak zamknął rywalizację na 4. pozycji! "Zaskoczyło nas to, że jesteśmy w stanie walczyć z czołówką (…) To coś niesamowitego, że możemy reprezentować Polskę i być konkurencją dla tak mocnych zawodników i krajów, które historię motorsportu mają znacznie dłuższą niż Polska" - podkreśla.
Przed rajdem Przygoński zapowiadał walkę o podium i gdyby nie awaria skrzyni biegów w jego mini na szóstym etapie, byłby pewny miejsca w pierwszej trójce. Przez cały rajd toczył z czołówką wyrównaną walkę, czterokrotnie na metę etapu docierał na trzecim miejscu. Ostatecznie znalazł się tuż za podium, co jest dla niego najlepszym dakarowym wynikiem w karierze: przed rokiem, również jadąc z belgijskim pilotem Tomem Colsoulem, był piąty, a jako motocyklista najwyżej uplasował się na szóstej pozycji.
Cały rajd - jak zapowiadali organizatorzy - miał być po piasku i tak naprawdę był. Był ekstremalnie ciężki, ekstremalnie trudne wydmy (...) To, czego kierowcy samochodów zawsze najbardziej się obawiają, czyli właśnie wydmy, miękki piasek, gdzie można cały rajd stracić w jednym miejscu - podsumowuje Przygoński.
Dla nas najtrudniejszym momentem były na pewno problemy techniczne ze skrzynią biegów. Mieliśmy szczęście w nieszczęściu: straciliśmy około godziny 15 minut na całym problemie, ale względnie wygraliśmy na tym, że dało się tego dnia wymienić skrzynię biegów w połowie odcinka, bo były takie możliwości. Ale stres, jaki mieliśmy, jadąc z tylko drugim biegiem w samochodzie, był wielki. Czuliśmy, że możemy po prostu nie dojechać do mety i zostać na pustyni - opowiada.
Mieliśmy na tym rajdzie bardzo dużo różnych przygód: od małych zakopań, przez sytuację, gdzie na jednym odcinku przebiliśmy trzy opony, po wielkie skoki po 20 metrów - wspomina.
Przygoński przyznaje, że "zaskoczyło nas to, że jesteśmy w stanie walczyć z czołówką, jechać tempem najszybszych zawodników".
Tutaj startują najwięksi mistrzowie kierownicy. (...) To coś niesamowitego, że możemy reprezentować Polskę i być konkurencją dla tak mocnych zawodników i krajów, które historię motorsportu mają znacznie dłuższą niż Polska - podkreśla.
Teraz na pewno mamy już wielki szacunek wśród całej czołówki dakarowej. O to przez wiele lat walczyłem: żeby wreszcie dołączyć do tej grupy zawodników, którzy są naprawdę najszybsi - mówi polski kierowca.
Zaznacza, że chce "bardzo podziękować całej mojej rodzinie, która bardzo wspierała mnie przez cały rajd i cały czas trzymała za mnie kciuki, i wszystkim kibicom".
Cały czas nas dopingowali. Jak było lepiej, to dopingowali, żeby było szybciej, a jak było źle, to dopingowali, żebyśmy się nie poddawali i dalej walczyli. Jesteśmy z tego dumni i strasznie się cieszymy, i bardzo, bardzo wszystkim kibicom dziękujemy - podkreśla Przygoński.
Teraz trzeba będzie zrobić podsumowanie, zastanowić się, jaki plan obrać na przyszły rok. Na pewno będziemy startować w Pucharze Świata w rajdach terenowych, bo to był dobry kierunek: po tym Pucharze Świata przeskoczyliśmy poziom wyżej w jeździe i prędkości. Tak że będę starał się powtórzyć program treningowy, który mieliśmy w zeszłym roku - by na przyszły Dakar przyjechać jeszcze mocniejszym - podsumowuje czwarty kierowca Rajdu Dakar 2019.