Komenda Główna Policji potwierdza nieoficjalne informacje RMF FM ws. śmierci policjanta po interwencji na warszawskiej Pradze Północ. Został on postrzelony przez innego funkcjonariusza. "Policjant, z którego broni padł strzał, służbę w Policji pełnił od ponad roku, ukończył niezbędne szkolenie i pozytywnie zdał egzaminy. W wyniku podjętej interwencji agresywny mężczyzna został obezwładniony i zatrzymany" - podkreśliła rzeczniczka KGP, inspektor Katarzyna Nowak.

Rzeczniczka Komendanta Głównego Policji inspektor Katarzyna Nowak zaapelowała w związku z wczorajszą interwencją "o powstrzymanie się od publicznego wydawania wyroków oraz formułowania opinii na temat przyczyn i okoliczności tej tragedii".

"Od pierwszych chwil na miejscu obecni byli funkcjonariusze Biura Kontroli KGP, Wydziału Kontroli KSP oraz BSWP (Biuro Spraw Wewnętrznych Policji - przyp. red.). W czynnościach uczestniczył prokurator, który w sprawie wszczął śledztwo" - zapewniła policjantka.

Nowak zaapelowała o powstrzymanie się od komentarzy i negatywnych ocen dramatycznie zakończonej interwencji do byłych i obecnych funkcjonariuszy policji.

"Wszyscy wiemy, jak ciężka i nieprzewidywalna jest to służba, jak zaskakujące bywają okoliczności interwencji, dlatego poczekajmy na ustalenia prokuratury i wiarygodne informacje po zakończeniu wszystkich niezbędnych czynności" - stwierdziła rzeczniczka KGP. Zwróciła też uwagę, że z tragedią mierzą się nie tylko najbliżsi zmarłego funkcjonariusza, ale też rodzina policjanta, który oddał strzał.

"Policjant, z którego broni padł strzał, służbę w Policji pełnił od ponad roku, ukończył niezbędne szkolenie i pozytywnie zdał egzaminy. W wyniku podjętej interwencji agresywny mężczyzna został obezwładniony i zatrzymany" - podkreśliła rzeczniczka KGP. 

Interwencja wobec mężczyzny z maczetą

Tragicznie zakończona interwencja miała miejsce w sobotnie popołudnie na warszawskiej Pradze Północ. 

O godz. 14 zostaliśmy wezwani na ulicę Inżynierską 6. Zgłoszenie dotyczyło agresywnego mężczyzny, który miał biegać z maczetą. Sprawa była poważna - relacjonował rzecznik Komendanta Stołecznego Policji mł. insp. Robert Szumiata. Jak powiedział, na miejsce przyjechał umundurowany patrol policji, który poprosił o wsparcie patrolu nieumundurowanego.

W sumie w tej akcji brało udział czterech policjantów - przekazał Szumiata. Jeśli mamy informację, że jest mężczyzna, który jest agresywny, nie wiemy, czy nie jest np. pod wpływem narkotyków i do tego ma niebezpieczne narzędzie, tak jak w tym przypadku, to wiemy, że trzeba do tego podejść bardzo poważnie - tłumaczył.

Po krótkim pościgu funkcjonariusze dogonili i obezwładnili agresywnego mężczyznę i wtedy doszło do użycia broni służbowej - tłumaczył rzecznik KSP. Dodał, że śledczy dysponują nagraniami zarówno z kamer policjantów, jak i osób postronnych.

Funkcjonariusz, który zginął, miał 34 lata. Pracował w policji od 9 lat. Osierocił dwoje dzieci.

"To tragiczne wydarzenie musi być impulsem do działań"

Sprawę wczorajszej interwencji ostro komentował w mediach społecznościowych były rzecznik policji - Mariusz Sokołowski.

"To tragiczne wydarzenie musi być dla ludzi odpowiedzialnych za policję, dla rządzących, dla polityków każdej opcji impulsem do działań na rzecz ponadpartyjnych rozwiązań, które uczynią policję silną, profesjonalną, dobrze wyszkoloną, atrakcyjną dla wartościowych ludzi. I co najważniejsze - będą na nią odpowiednie środki finansowe" - napisał.

"Jeśli tę śmierć zbagatelizujemy, przejdziemy nad nią do porządku dziennego, to oznaczać będzie koniec spokoju, w jakim żyliśmy do tej pory. Koniec bezpieczeństwa, które nas otaczało. A dla samych policjantów - koniec pewności, że mają wsparcie państwa, w imieniu którego działają. Koniec z wiarą, że policjant z patrolu, którego mam za plecami jest gwarancją bezpieczeństwa w trudnych interwencjach" - podkreślał Sokołowski.