Szlam można w pewnym sensie porównać do substancji ropopochodnych (…) Uniemożliwiają one wykorzystanie gleby - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM chemik Marek Namysłowski. Specjalista do spraw dekontaminacji z ośrodka szkolenia Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu zaznacza, że w takim przypadku konieczne jest skomplikowane i kosztowne czyszczenie środowiska wodno-ziemnego albo niewiele tańsza wymiana całej gleby.
Tomasz Fenske Podobno nieznany jest jeszcze dokładny skład chemiczny "czerwonego szlamu". Ile może trwać jego ustalanie?
Marek Namysłowski: Szybkość i skuteczność neutralizacji związków uzależniona jest od znajomości właściwości fizyko-chemicznych danych związków. Same jednostki ratownicze nie są do tego przystosowane. W takiej sytuacji, jaka miała miejsce, właściwie we wszystkich krajach posiłkujemy się placówkami naukowo-badawczymi. Tam można zrobić analizy substancji; też mieliśmy takie sytuacje, kiedy posiłkowaliśmy się, parę lat temu, Wydziałem Chemii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Jak szybko można ustalić skład to zależy od możliwości placówki. Nie znaczy to jednak, że w tym czasie służby nie mogą działać. Stosujemy po prostu roztwory neutralizujące, które są uniwersalne. Oczywiście każdy uniwersalizm powoduje, że te środki nie zapewniają stuprocentowej skuteczności, niemniej w jakimś stopniu, zwykle najistotniejszym, pozwalają zmniejszyć zagrożenie, czyli, np., obniżyć zasadowość wycieku, jak to miało miejsce na Węgrzech.
Tomasz Fenske: Co z ziemią uprawną w rejonach dotkniętych katastrofą? Czy nadaje się jeszcze do użytku?
Marek Namysłowski: Sądzę, że szlam można w jakimś sensie - zaznaczam: w jakimś sensie - porównać do substancji ropopochodnych. My mieliśmy przypadki zanieczyszczenia doliny Wisły ropą, prawda? Więc mimo że te substancje są, załóżmy, mniej szkodliwe i toksyczne, niemniej praktycznie uniemożliwiają wykorzystywanie gleby. Wiąże się to albo z czyszczeniem gleby, środowiska wodno-ziemnego, wód gruntowych, co wymaga wykorzystania skomplikowanych i drogich technologii, albo - co jest prostsze technicznie, ale też niewiele tańsze - wymiany całej gleby. I nie można tu tego wykluczyć.
Tomasz Fenske: Ile czasu będzie potrzeba, by oczyścić skażone środowisko? Czy jest to możliwe w stu procentach?
Marek Namysłowski: Oczywiście nie podam przewidywalnego okresu, ale proszę sobie przypomnieć czasy, kiedy Polskę opuszczały jednostki radzieckie. Stwierdzano duże zanieczyszczenie substancjami ropopochodnymi, nie tylko gleby, ale także wód gruntowych i wód podziemnych. Jest to proces zawsze długotrwały, często - choć nie zawsze - wymagający drogich i skomplikowanych technologii. Środowisko do pewnego stopnia samo jest w stanie neutralizować szkodliwe substancje, więc z jednej strony można liczyć na sprzyjające procesy biodegradacji, z drugiej takie procesy zawsze są długotrwałe i mogą trwać miesiącami czy, jak utrzymują Węgrzy, nawet ponad rok.
Tomasz Fenske: Część ekspertów podpowiada, że szlam, po wyschnięciu, może roznosić się drogą powietrzną i stanowić zagrożenie dla dróg oddechowych.
Marek Namysłowski: Teoretycznie tak. Na szczęście sam fakt zanieczyszczenia nie musi oznaczać zagrożenia. Są normy określające poziom dopuszczalnych stężeń poszczególnych substancji. Problemem w powietrzu jest to, że o wiele łatwiej jest usunąć zanieczyszczenia z powierzchni ziemi czy nawet wody. W sytuacji dynamicznej można stosować kurtyny wodne, prądy rozproszone, wentylatory osiowe. Na razie trzeba by monitorować stężenia substancji w powietrzu i wtedy, ewentualnie, stosować środki. Niewykluczone jednak, że cyrkulacje, które występują naturalnie, dość szybko spowodują, że - w przeciwieństwie do wody i gleby, gdzie substancje utrzymują się długo, nastąpi obniżenie stężeń niebezpiecznych środków.
Tomasz Fenske: Na Węgrzech mamy do czynienia z ługiem. Na ile trudny w zwalczaniu jest ten związek?
Marek Namysłowski: Ług jako związek, jako zasada, jest żrąca, zależy jeszcze jaki jest to ług, opary są żrące. Gdybyśmy mieli do czynienia z ługiem w czystej postaci to nie byłoby tak wielkiego problemu, proces ograniczenia i zneutralizowania byłby niewielki. Ale z tego co mi wiadomo, jest to mieszanina. Podstawowym elementem tego szlamu jest ług, natomiast - z uwagi na charakter fabryki - występują tam, obawiam się, metale ciężkie, które odkładają się w organizmach żywych. One są szkodliwe i potencjalnie rakotwórcze. I tu jest problem nie ługu jako takiego, to był ten tzw. "czynnik poparzeń", natomiast inne związki są o wiele trudniejsze do wyizolowania i do zneutralizowania.
Tomasz Fenske: Zanieczyszczenie Dunaju może być poważne?
Marek Namysłowski: Nie znam precyzyjnie danych dotyczących składu szlamu, ale biorąc pod uwagę jego zasadowość część zagrożenia już minęła; biorąc pod uwagę wielkość rzeki, wielkość przepływów, turbulencje nastąpi rozcieńczenie, o ile nie jest to stężony ług. Jeśli chodzi o skalę - analiza modelowych przypadków awarii, które mogłyby nastąpić np. w zakładach celulozowych zakłada zanieczyszczenie Wisły i zagrożenie całkowite dla życia biologicznego na odcinku od 50 do 150 kilometrów. Jeśli chodzi o ług stężony w dużych ilościach, ale to już jest kwestia stężeń; wydaje mi się, że w Dunaju tego ługu, po infiltracji przez glebę, jest już stosunkowo niewiele. Natomiast istotny wciąż jest problem innych substancji, np. metali ciężkich, które będą się kumulowały w organizmach żywych, np. w rybach, które potem mogą być spożywane przez ludzi. Problem w tym, że możemy walczyć z zagrożeniami, które są hydrofobowe, czyli takie, które nie rozpuszczają się w wodzie; takie możemy przechwytywać i może nie likwidować - powiedzmy sobie szczerze - ale ograniczać obszar oddziaływania i jego skutków. Natomiast w przypadku substancji, które się rozpuszczają, to właściwie pozostaje nam już tylko monitorować skutki i mieć nadzieję, że zanieczyszczenie nie będzie zbyt wielkie.