Co najmniej 71 ofiar śmiertelnych, 98 rannych - to najnowszy tragiczny bilans samobójczego zamachu, do którego doszło w poniedziałek w ośrodku wojskowym w Adenie na południu Jemenu. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie.
Zamachowiec wysadził się w powietrze w samochodzie znajdującym się przed szkołą wojskową na północy Adenu - w miejscu, gdzie gromadzą się rekruci. Załatwiali tam formalności, by dołączyć do grupy pięciu tysięcy żołnierzy, którzy mają walczyć w Arabii Saudyjskiej przy granicy z Jemenem z szyickimi rebeliantami Huti.
Odpowiedzialność za atak wzięło na siebie Państwo Islamskie. Związana z dżihadystami agencja Amak napisała o "męczeńskiej operacji" przeciwko "ośrodkowi rekrutacji armii", przeprowadzonej przez jednego z bojowników ISIS.
Poniedziałkowy zamach to jeden z najkrwawszych ataków od początku konfliktu wewnętrznego w Jemenie, który rozgorzał jesienią 2014 roku.
W Adenie, odbitym w lipcu zeszłego roku przez siły jemeńskie z rąk Huti, dochodzi do licznych zamachów na siły bezpieczeństwa i polityków lojalnych wobec prezydenta Abd ar-Rab Mansura Al-Hadiego. Za niektóre z nich odpowiedzialność biorą dżihadyści z ISIS albo Al-Kaida.
Aden jest uznawany za tymczasową stolicę Jemenu. Tylko południowa część kraju wraz z Adenem podlega rządowi uznawanemu przez wspólnotę międzynarodową i popieranemu przez Arabię Saudyjską, która od marca 2015 roku stoi na czele koalicji zwalczającej Huti w Jemenie. Oficjalna stolica kraju, Sana, od jesieni 2014 znajduje się pod kontrolą Huti, wspieranych przez szyicki Iran.
Pod koniec lipca w Kuwejcie rozpoczęły się rozmowy pokojowe mające doprowadzić do zakończenia konfliktu w Jemenie. Negocjacje odbywały się pod auspicjami ONZ, uczestniczyły w nich obie strony sporu. Zawieszono je jednak po kilku dniach.
(edbie)