Brazylijscy siatkarze, pokonując w Turynie Serbów 3:0, po raz piąty z rzędu awansowali do finału mistrzostw świata, ale jak zaznaczył Luiz Felipe Fonteles, okoliczności w kolejnych edycjach były różne. "Za każdym razem to była inna historia" - zaznaczył.
To prawda, że to nasz kolejny finał, ale to zawsze inna sytuacja. Tym razem byliśmy w naprawdę trudnym położeniu, bo mieliśmy przed turniejem wiele kontuzji, w tym kluczowych graczy, straciliśmy np. Ricardo Lucarellego. Cieszę się, że młodzi zawodnicy dobrze się sprawują. Będą ważnymi postaciami dla reprezentacji w kolejnych latach. Każdy finał to inna historia. To więc też inna sytuacja niż cztery lata temu. Cieszę się, że jestem częścią tej grupy, bo to była najtrudniejsza droga do finału spośród edycji MŚ, w których brałem udział - ocenił w rozmowie z polskimi dziennikarzami Fonteles.
Jego kolega z kadry Bruno Rezende dzień wcześniej przyznał, że wiele osób powtarzało ostatnio, iż "Canarinhos" nie są już tak mocni jak w niedalekiej przeszłości.
Ludzie powtarzają to chyba od 10 lat. Dotarliśmy do finału w pięciu ostatnich edycjach czempionatu globu. Tylko nasza reprezentacja może się pochwalić takim osiągnięciem. Wystąpiliśmy w czterech ostatnich finałach igrzysk i też tylko my tego dokonaliśmy. Ludzie mogą gadać, co chcą, ale Brazylia wciąż jest silna. Mieliśmy może słabsze momenty, ale walczymy, pracujemy, by być tak mocnymi jak tylko możemy - zapewnił Fonteles.
W sobotę on i jego koledzy nie stracili nawet seta w pojedynku z ekipą z Bałkanów, która wcześniej w tej imprezie zaliczyła kilka imponujących występów.
Tak naprawdę to było bardzo ciężkie spotkanie. Rywale zagrywali bardzo dobrze, dobrze też radzili sobie w bloku. To był mecz na naprawdę wysokim poziomie. Bardzo ważne było, by zachować skupienie. To nie był najlepszy mecz Wallece'a De Souzy, więc istotna była postawa zmienników. Cały zespół zagrał bardzo dobrze, a nie tylko pięciu czy sześciu graczy. Każdy na ławce był gotowy. Cieszę się, że skoczyło się 3:0, ale to naprawdę było ciężkie spotkanie - podkreślił były zawodnik ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Jak dodał, bardzo mocnym punktem jego zespołu było przyjęcie.
Pracowaliśmy nad tym elementem bardzo ciężko. Jesteśmy w tym pewni, ale Serbowie wkładali dużo wysiłku, zmieniali sposób zagrywki - raz serwowali mocno, potem posyłali piłki spadające tuż przed nami. Byliśmy jednak skupieni i poradziliśmy sobie z tym - podsumował.
Cztery lata temu jego zespół w finale mundialu zmierzył się z Polakami. Lepsi okazali się wówczas biało-czerwoni. Fonteles nie ma nic przeciwko temu, by ponowie zagrać w decydującym spotkaniu imprezy tej rangi z biało-czerwonymi. By tak się stało, podopieczni Vitala Heynena w wieczornym meczu w Turynie muszą pokonać Amerykanów.
Chciałbym powtórkę poprzedniego finału, ale - jak już mówiłem wcześniej - każdy zespół, który awansuje do finału, będzie tak silny jak my. Musimy teraz odpocząć i się przygotować. Niezależnie od tego, czy czeka nas pojedynek z Polakami czy z USA będzie to najwyższy możliwy poziom. Wiem, że drugi półfinał będzie równie dobry jak nasz. Jesteśmy przygotowani na trudny pojedynek w finale. Wierzę, że sześć ekip, które dotarły do fazy finałowej w Turynie, to najlepsza szóstka na świecie. Wierzę, że można mówić właściwie o najlepszej siódemce, dodając do tego grona Francję. Uważam, że cała szóstka miała takie same szanse na zdobycie złotego medalu. Polska ma szanse w spotkaniu z USA. Kubiak jest liderem, Kurek ostatnio bryluje w ataku - analizował brazylijski siatkarz.
(nm)