Prawie 800 kilometrów pokonają dziś kierowcy, którzy biorą udział w rajdzie Dakar. Przed nimi drugi etap z Santa Rosa de la Pampa do San Rafael. Na starcie pojawi się komplet polskich zawodników, w tym kierowcy RMF Caroline Team - Adam Małysz i Albert Gryszczuk.
Podczas drugiego etapu kierowcy znów będą musieli poradzić sobie z długą dojazdówką. Z Santa Rosa de la Pampa zawodników czeka kilkusetkilometrowa podróż na start odcinka.
Sam "OS" liczy prawie 300 kilometrów, więc zaczyna się prawdziwe ściganie. Początek etapu będzie bardzo szybki, później kierowcy zwolnią, bo wjadą na wydmy - bardzo charakterystyczne, bo piasek w Nihuil jest szary - to pozostałość po wybuchach wulkanów.
Dojazdówki na których trzeba utrzymywać prędkość ok 110 km/h są bardzo męczące. To jest jakaś paranoja. Jedziemy cały dzień, wszyscy nas wyprzedzają, robią zdjęcia, po prostu masakra - mówi wprost pilot Adama Małysza Rafał Marton.
Sam kierowca przyznaje, że do tak długich dojazdówek jest dobrze przygotowany. Dużo trenowałem. Gdy jeździłem do Drawska, to powrót zajmował mi 8,9 godzin, czasami nawet w nocy - powiedział Małysz.
Pierwszy etap kierowca RMF Caroline Team ukończył bez większych problemów, na 70. miejscu, choć naszej załodze dała się we znaki ekipa telewizyjna.Samochód pojawił się nagle, zajechał nam drogę, wjechał na nasz ślad i się zakopał. Musieliśmy się zatrzymać, ominąć go, straciliśmy kilka minut - opowiada Rafał Marton.
W mieszanych nastrojach do kolejnego etapu startują quadowcy. Choć wszyscy plasują się w czołówce - Łukasz Łaskawiec (RMF Caroline Team) jest 2., Rafał Sonik 7. (RMF), a Maciej Albinowski 11. (RMF Caroline Team), to wciąż nie wiedzą, czy będą oficjalnie klasyfikowani w rajdzie. Sędziowie wciąż rozpatrują ich protest.
Humory dopisują w ekipie Orlen Teamu - Krzysztof Hołowczyc ma dziś szansę zostać liderem rajdu - do pierwszego Rosjanina Nowickiego traci zaledwie 5 sekund.