Brytyjski premier Boris Johnson, u którego pod koniec marca stwierdzono zakażenie koronawirusem, opuścił szpital. W oficjalnym oświadczeniu zaznaczono jednak, że szef rządu w Londynie nie wróci na razie do pracy: będzie kontynuował rekonwalescencję w Chequers, oficjalnej wiejskiej rezydencji premierów Zjednoczonego Królestwa. Ciężarna narzeczona Johnsona Carrie Symonds przyznała w serii tweetów, że przeżyli w ostatnich dniach "bardzo mroczne" chwile, ale zaznaczyła także, że "dzisiaj czuje się niewiarygodną szczęściarą".
"Idąc za radą opiekującego się nim zespołu medycznego, premier nie wróci natychmiastowo do pracy" - zaznaczyło Downing Street w oficjalnym oświadczeniu.
Biuro szefa rządu podkreśliło również, że Johnson "chciałby podziękować wszystkim ze Szpitala św. Tomasza za znakomitą opiekę, jaką otrzymał", a także, że "myślami jest z tymi, których dotknęła ta choroba".
Słowa uznania i podziękowania skierowała pod adresem personelu Szpitala Św. Tomasza i całej brytyjskiej służby zdrowia również ciężarna narzeczona Borisa Johnsona, Carrie Symonds.
"Nie jestem w stanie wystarczająco podziękować wspaniałej brytyjskiej służbie zdrowia. Personel Szpitala Św. Tomasza jest niesamowity. Nigdy nie będę w stanie się Wam odwdzięczyć i nigdy nie przestanę Wam dziękować" - napisała Symonds na Twitterze.
Przyznała, że przeżyli w mijającym tygodniu "bardzo mroczne" chwile, i zaznaczyła, że "jej serce jest ze wszystkimi w podobnej sytuacji".
"Dziękuję również wszystkim, którzy przesyłali nam tak pełne życzliwości słowa wsparcia" - podkreśliła.
"Dzisiaj czuję się niewiarygodną szczęściarą" - podsumowała Carrie Symonds.