Ukraina chce polskiego wstawiennictwa w gazowym sporze Kijowa z Gazpromem. Ukraińscy politycy alarmują bowiem, że w związku z zawartymi w styczniu porozumieniami w ciągu 3 lat Kijów może stracić kontrolę nad własnymi gazociągami.
Porozumienia podpisano po gazowym kryzysie i odcięciu przez Gazprom dostaw gazu na Ukrainę. Teraz jednak okazuje się, że początkowo satysfakcjonujące obie strony umowy są niekorzystne dla Kijowa.
Ukraińskie władze chcą, by mediatorem w sporze z Rosją była Unia Europejska, a szczególną rolę odgrywać ma Polska. Minister gospodarki Piotr Woźniak obiecał polską interwencję. Kijów uważa bowiem, że Komisja Europejska działa zbyt opieszale. Szef resortu przyznał, że w tym wypadku każdy dzień zwłoki się liczy. - Po raz pierwszy usłyszałem tak poważnie i jednoznacznie sformułowane obawy strony ukraińskiej - stwierdził.
Nie ukrywał, że było to dla niego zaskoczenie, ponieważ styczniowe porozumienia były przedstawiane przez ukraiński rząd jako wielki sukces. - Mam w tej chwili mniejsze rozumienie tej sprawy. Chciałbym tylko przypomnieć, że ta umowa obrosła już w ponad 20 aneksów - tłumaczy.
Nie ma wątpliwości, że Unia Europejska musi jakoś zareagować. Przez Ukrainę płynie bowiem do Europy około 100 miliardów metrów sześciennych gazu. Utrata kontroli nad gazociągami pogorszyłaby europejskie bezpieczeństwo energetyczne.