Rosyjsko-białoruska wojna handlowa to doskonała okazja dla Europy, by wymogła na władzach w Mińsku demokratyzację państwa – twierdzą przedstawiciele tamtejszej opozycji. Rosjanie w ubiegłym tygodniu wstrzymali import białoruskich przetworów mlecznych. W odpowiedzi Aleksander Łukaszenka zapowiedział zaostrzenie kontroli celnych i nie pojechał do Moskwy na szczyt Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym.
Zdaniem białoruskiej opozycji reżim w Mińsku może mieć teraz poważne problemy ekonomiczne, a to może oznaczać, że władze zwrócą się o pomoc na Zachód. Wiele rzeczy zależy od stanowczej pozycji Europy i Zachodu. Tak, potrzebna jest jak najszybsza pomoc, ale pod warunkiem rozpoczęcia zmian demokratycznych w naszym kraju - twierdzi Wincuk Wiaczorka.
Moment może się okazać świetny. W kontrolowanych przez Łukaszenkę mediach dominują bowiem informacje atakujące Moskwę. Niestety niektórzy urzędnicy rosyjscy zrobili to, czego nie udało się zrobić całej opozycji białoruskiej w ciągu wielu lat. Białoruś musi się zwrócić ku Europie - cytuje depesze Igor Bancer ze Związku Polaków na Białorusi. Jest on jednak pesymistą co do demokratyzacji kraju. Jego zdaniem to tylko teatr na potrzeby kontaktów z Rosji. Reżim skupi się na straszeniu Moskwy zbliżeniem do Europy, by zminimalizować skutki ekonomicznej wojny.