2 lata temu początek roku szkolnego w Biesłanie w Osetii Północnej był chyba najczarniejszym dniem w historii miasta. Wtedy to tamtejszą szkołę podstawową zajęli terroryści, którzy jako zakładników wzięli przede wszystkim dzieci.
- Staliśmy tam i nagle rozpoczęła się strzelanina. Myśleliśmy, że to strzela ktoś z rodziców. Wtedy ci ludzie wybiegli – Czeczeńcy otoczyli nas i zaczęli strzelać w powietrze. Zaczęliśmy uciekać - tak wydarzenia sprzed dwóch lat wspomina jeden z chłopców, któremu udało się przeżyć atak.
Dramat trwał trzy dni. 3 września rosyjskie siły specjalne wzięły budynek szturmem. Zginęło 333 zakładników, z czego większość to dzieci.
W 2. rocznicę tragedii w Osetii Północnej rozpoczęły się trzydniowe uroczystości upamiętniające ofiary ataku terrorystycznego. Mimo upływającego czasu opinia publiczna w Rosji wciąż czeka na rzetelne wyjaśnienie okoliczności tragedii.
Kilka dni temu Jurij Sawaljew z parlamentarnej komisji śledczej stwierdził, że to Kreml ponosi winę za wydarzenia w Biesłanie. Jego zdaniem, służby specjalne szturmowały szkołę, bo otrzymały polecenie „z góry”: najważniejsze jest zabicie terrorystów, ocalenie zakładników jest na drugim planie.
Przed sądem stanął już jedyny terrorysta, wobec którego udało się sformułować zarzuty. Sąd skazał Nurpaszę Kałujewa na dożywocie, zaznaczył jednak, że mężczyzna zasługuje na karę śmierci. Tej jednak w Rosji wymierzać nie wolno – kraj ten bowiem obowiązuje moratorium w tej sprawie.