Ponad 15 lat sądowych zmagań, 5 wyroków, setki świadków i wciąż nie ma prawomocnego rozstrzygnięcia. Tak rozliczana jest historia najnowsza. W Katowicach rozpoczęła się dziś rozprawa apelacyjna w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń na początku stanu wojennego. Milicja spacyfikowała wtedy kopalnie "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Zginęło dziewięciu górników. Pierwszy wyrok w tej sprawie wydano 11 lat temu.
Po ponad piętnastu latach od rozpoczęcia pierwszego procesu w tej sprawie, widać, że emocje systematycznie opadają. Z siedemnastu oskarżonych milicjantów na sali rozpraw jest dziś siedmiu. Jednego z nich - dowódcę plutonu specjalnego - doprowadzono z aresztu. Ale puste miejsca są też po drugiej stronie sali - oskarżycieli posiłkowych jest zaledwie kilku. Nikt, już także, jak to często bywało w przeszłości, nie manifestuje przed sądowym gmachem.
Wszyscy oskarżeni, stanowiący kiedyś elitę milicji, mówili dotąd jednym głosem: Proszę Wysokiego Sądu, jestem niewinny, proszę mnie uniewinnić. I sąd uznał ich racje – pierwszy wyrok; jedenaście spraw umorzonych, jedenastu kolejnych milicjantów uniewinnionych.
W drugim procesie pojawił się nowy dowód. To był tzw. raport taterników. Szkolący milicjantów w górach instruktorzy wspinaczki napisali, że członkowie plutonu specjalnego, przy wódce opowiadali, jak strzelali do górników: celowali „w łeb” i „na komorę”, widzieli jak górnicy padają, to było „krótkie fik i ludzik znikł”. Ale taternicy sądu nie przekonali, wyrok był taki sam, jak za pierwszym razem.
Niewiele ponad rok temu w trzecim procesie sąd skazał zomowców. Były te same dowody, ci sami świadkowie, a decyzja zupełnie inna od dwóch poprzednich.Tym razem jednak sąd musiał już uwzględnić zdanie sądu apelacyjnego, a ten uznał, że dotąd źle oceniano dowody; raport taterników jest bardzo istotny, a górnicy walczyli w słusznej sprawie. Dlatego właśnie milicjantów skazano.
W ciągu dwóch najbliższych dni będziemy wiedzieć, czy wyrok zostanie utrzymany.