Nigdy nie ukrywałam, gdzie pracuje mój mąż – powiedziała przed sądem Urszula Wieczorek, była przyjaciółka Zyty Gilowskiej, zeznająca w sprawie lustracji byłej wicepremier. Gilowska, która miała być zarejestrowana przez męża przyjaciółki jako TW „Beata”, zaprzecza tym wyjaśnieniom.
Sąd wezwał Urszulę Wieczorek, by przesłuchać ją w związku z kontaktami, jakie rodzina Wieczorków utrzymywała z Zytą Gilowską.
Przed nikim nie ukrywałam, gdzie pracuje mój mąż, także przed swoją koleżanką - tak przed Sądem Lustracyjnym zeznała dawna przyjaciółka Zyty Gilowskiej i żona oficera SB Witolda Wieczorka. To on zeznał wcześniej, że fikcyjne zarejestrował Gilowską jako agenta, żeby ją chronić przed SB.
Wieczorek zeznała, że blisko przyjaźniła się z Gilowską aż do czasu, gdy wyszła za mąż. Odpowiadając na pytanie sądu, czy jej mąż wykorzystywał w swojej pracy informacje od Gilowskiej, stwierdziła, że nic nie wiedziała na temat pracy męża.
Prywatna strona znajomości Gilowskiej z małżeństwem Wieczorków jest ważna dla procesu lustracyjnego, bo właśnie podczas takich spotkań oficer SB zbierał informacje, na podstawie których zarejestrował TW Beatę.
Gilowska upiera się jednak, że aż do końca 1985 roku nie miała pojęcia, że mąż jej koleżanki może być agentem bezpieki. - Wtedy ja zaczepiłam zarówno Wieczorka, jak i Urszulę, z pytaniami: Co wy wyrabiacie? Dlaczego wy ukrywacie fakt, że Witold pracuje w SB? Na co oni stanowczo zaprzeczyli - tłumaczy była wicepremier.
Jednak kluczowe dla całej sprawy raporty sporządzane przez Wieczorka pochodzą z późniejszego okresu – kiedy TW „Beata” miała relacjonować małżeństwu swoje zagraniczne wyjazdy naukowe, a agent SB miał na ich podstawie robić zapiski w teczkach.
A wiarygodność esbeckich dokumentów po raz kolejny została dziś podważona. Inspektorzy MSW nie sprawdzali autentyczności teczek SB – powiedział były inspektor MSW Janusz Słowikowski, zeznający w procesie lustracyjnym Zyty Gilowskiej.
Z jego słów wynika, że MSW przyjmowało „na wiarę” zawarte w teczkach zapisy, a inspektorzy ministerstwa nie sprawdzali autentyczności agentów, ani treści rzekomo pozyskiwanych od nich informacji. Wszystkie wpisane do teczek zadania były przyjmowane jako rzeczywiste – nawet, jeżeli powstały tylko w głowie tworzących dokumenty oficerów.
Proces lustracyjny byłej wicepremier miał się zakończyć w środę. Jednak przesłuchanie Urszuli Wieczorek, a później jeszcze raz Witolda Wieczorka i oficera głównego inspektoratu MSW, który kontrolował agenturę lubelskiej SB, opóźniło wydanie wyroku.
Kolejna rozprawa odbędzie się w przyszły czwartek. Jeżeli do tego czasu nie pojawi się nowy świadek, strony wygłoszą mowy końcowe. Orzeczenie spodziewane jest na początku września. Adwokat Gilowskiej nie wyobraża sobie innego wyroku niż uniewinniający jego klientkę.
Przesłuchując dodatkowych świadków, sąd chciał doprecyzować informacje, które pojawiły się w trakcie procesu. Wieczorek - dawny znajomy Gilowskiej - zeznał, że fikcyjnie zarejestrował ją w 1986 r. jako agenta, aby ją chronić. Inni oficerowie SB z Lublina zeznawali, że fikcyjne rejestracje się nie zdarzały, choć twierdzili, że Gilowska nie była agentem. Gilowska postępowanie Wieczorka określa jako "bezbrzeżne łajdactwo".
Proces lustracyjny b. wicepremier i minister finansów zaczął się 2 sierpnia. Zdymisjonował ją premier Kazimierz Marcinkiewicz po tym, jak 23 czerwca Rzecznik Interesu Publicznego złożył do sądu wniosek o jej lustrację - podejrzewając ją o zatajenie związków ze służbami specjalnymi PRL. Ona sama stwierdziła, że jej oświadczenie lustracyjne o braku związków ze służbami PRL jest prawdziwe. Uznała, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Śledztwo w tej sprawie trwa.