Pomimo starań, by przemawiać jednym głosem w sprawie konfliktu rosyjsko gruzińskiego, wyraźnie widać różnice zdań między rządem a premierem. Na konferencji prasowej Donald Tusk mówił dużo o tym, że nie trzeba drażnić Rosji i krytykował Lecha Kaczyńskiego za ostre słowa pod adresem władz w Moskwie.
Premier wyjaśniał też dlaczego tak nieoczekiwanie do delegacji prezydentów udającej się do Tbilisi dołączył szef polskiej dyplomacji, choć prezydent prosił tylko o oddelegowanie jakiegoś urzędnika z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Lech Kaczyński przed wylotem z Warszawy mówił, że jest "zdumiony" podróżą ministra Sikorskiego. Rząd zmienił swoje stanowisko i pan minister Sikorski jest z nami. Nie twierdzę, że nie jestem zdumiony, ale mino wszystko się cieszę - powiedział Lech Kaczyński na lotnisku w Warszawie przed wylotem do Tbilisi.
Premier tłumaczył dziennikarzom, że Sikorski ma wspomóc prezydenta, bo – jak argumentował – kto ma się znać lepiej na dyplomacji niż szef MSZ. Jednak tak naprawdę szef dyplomacji ma w Tbilisi pilnować prezydenta, by ten nie drażnił Moskwy; ma mieć baczenie, by utrzymany został rządowy kurs poprawnych stosunków z Kremlem. Polska nie powinna być krajem wśród państw europejskich, który ma najgorsze relacje z Rosją. Liczę na to, że Radosław Sikorski będzie pomocą - wyjaśniał premier. Tak więc obecność Sikorskiego to gwarancja, że misja przebiegnie bez niepotrzebnych niespodzianek.
Na konferencji premier Tusk podkreślił, że rząd nie zmienił swojego stanowiska w sprawie podróży prezydentów. Wcześniej rząd nie mógł udostępnić rządowego samolotu, bo ten ewakuował do kraju polskich obywateli z Gruzji:
We wtorek prezydent Lech Kaczyński w towarzystwie prezydentów Litwy, Estonii i Ukrainy oraz premiera Łotwy poleciał do Gruzji. Dla premiera Tuska misja prezydentów w Gruzji ma przede wszystkim znaczenie symboliczne - solidarności z narodem gruzińskim.