Wdrażanie Rejestru Usług Medycznych stanęło w miejscu. Narodowemu Funduszowi Zdrowia brakuje informatyków. To zresztą nie jedyny problem. NFZ ten argument wysuwa jednak przede wszystkim tłumacząc brak przetargów, które według koncepcji poprzedniego prezesa Andrzeja Sośnierza, już w styczniu powinny zostać rozpisane.
Wygląda na to, że RUM nie ruszy ani w tym, ani w następnym roku. Nowy prezes NFZ zastał opracowaną przez Andrzeja Sośnierza koncepcję, ale nie wdroży jej w ciągu dwóch lat, jak zakładał autor. Jak zapewnia Edyta Grabowska-Woźniak rzeczniczka NFZ, prace nadal trwają: W żadnym razie nie zostały odłożone. Mamy po poprzedniej ekipie duży dokument. Przygotowanie koncepcji do wprowadzenia w życie zajmie bardzo dużo czasu.
Z przetargami nie można wystartować, bo nie ma kto przygotować specyfikacji: Centrala Narodowego Funduszu Zdrowia ma kłopoty z rekrutacją informatyków. Nie jesteśmy w stanie zaoferować im tak dużych pensji, jak proponują im prywatne firmy - dodaje rzeczniczka. Chodzi o to, aby elektroniczną kartę miał każdy pacjent, każdy lekarz, żeby w gabinetach były czytniki do tych kart i komputery. Tak więc pieniądze za leczenie pacjentów przestaną wyciekać z nieszczelnego systemu dopiero z kilka lat.
Zdaniem Andrzej Sośnierza, byłego szefa NFZ przetargi na budowę Rejestru Usług Medycznych nie mogą ruszyć, ponieważ: Szef NFZ jest niesamodzielny i ogląda się na resort zdrowia.
Według Sośnierza nic nie stało na przeszkodzie, aby wystartować z RUM-em. Było nawet uzgodnione z resortem spraw wewnętrznych ujęcie elektronicznej karty pacjenta w przyszłym raporcie biometrycznym; były też pieniądze w budżecie NFZ na dwa lata.
W pierwszym roku przewidywaliśmy, że trzeba będzie wydać 200-250 milionów złotych. Te pieniądze były zabezpieczone - zaznacza były szef Narodowego Funduszu Zdrowia.