Służba Więzienna dementuje informacje o próbie samobójczej matki półrocznej Magdy z Sosnowca. "To po prostu nieprawda" - oświadczyła rzeczniczka SW Luiza Sałapa. Informację o tym, że do takiej próby doszło, przekazał dziennikarzowi RMF FM Krzysztof Rutkowski. Jak twierdził, Katarzyna W. wypiła detergent. Katowicka prokuratura potwierdziła natomiast jedynie, że w areszcie doszło do "incydentu".
Podejrzana poprosiła o kontakt ze Służbą Więzienną. Powiedziała, że połknęła proszek do mycia naczyń, który jest na wyposażeniu celi. Rutynowo na miejsce wezwano pogotowie. Nie stwierdzono zagrożenia życia ani zdrowia podejrzanej - poinformowała rzeczniczka katowickiej prokuratury Marta Zawada-Dybek. Podkreśliła, że areszt nie potraktował tego jako próby samobójczej, a prokuratura nie widzi potrzeby prowadzenia postępowania wyjaśniającego w tej sprawie.
Krzysztof Rutkowski powiedział dziennikarzowi RMF FM, że Katarzyna W. już wcześniej groziła, że targnie się na swoje życie. W dniu, kiedy miała być poddana badaniu wariografem, również odgrażała się, że może dojść do samobójstwa. Chciała wyjść z domu, chciała uciec z domu. Doszło do awantury pomiędzy nią a Bartkiem (jej mężem), uderzyła go drzwiami w głowę - opowiadał Rutkowski. Według niego, nie można wykluczyć, że takie próby będą jeszcze przez nią podejmowane.
Katarzyna W. usłyszała zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci swojej półrocznej córki. Początkowo, po zniknięciu dziecka, twierdziła, że podczas spaceru z Magdą została zaatakowana i straciła przytomność, a kiedy się ocknęła, dziewczynki nie było już w wózku. Dziecka przez ponad półtora tygodnia poszukiwała specjalna policyjna grupa i detektywi. Ostatecznie Katarzyna W. przyznała, że dziecko nie żyje. Jak twierdziła, Magda wypadła jej z kocyka i uderzyła głową o próg sypialni. Później kobieta ukryła zwłoki.
W sobotę sąd aresztował Katarzynę W. na dwa miesiące, a decyzję tłumaczył obawą, że kobieta może utrudniać śledztwo. Śledczy nie wykluczyli też, że może próbować uciec.
W poniedziałek przeprowadzono sekcję zwłok małej Magdy. Jej wstępne wyniki - jak podała prokuratura - nie dają podstaw do podważenia wersji matki o nieszczęśliwym wypadku. Według badań, Magda zmarła z powodu tępego urazu tylnej części głowy. Na razie wstępne wyniki sekcji zwłok nie dają więc podstaw do zmiany zarzutu, jaki postawiono Katarzynie W.
Prokuratorzy zlecili jednak wykonanie kolejnych badań. Nie wykluczają też, że zwrócą się do biegłych o kolejną opinię - co do mechanizmu powstania obrażeń u dziewczynki.
Ojciec małej Magdy ma w śledztwie status świadka, ale - jak poinformowała prokuratura - śledczy nie wykluczają ponownego przesłuchania go.
W specjalnej rozmowie z RMF FM Bartłomiej Waśniewski przekonuje, że nie wie, jak doszło do tragedii, bo nie było go wtedy z żoną i córką. Jak opowiada, cała trójka wyszła z domu razem, ale później rozdzielili się. Ja pojechałem do rodziców po drzewo, a ona (żona) poszła sobie pieszo do swojej mamy i w pewnym momencie się wróciła, bo zapomniała pampersów. Weszła na górę i widocznie wtedy się to musiało stać - mówi Waśniewski.
Pytany, czy wierzy w słowa swojej żony o nieszczęśliwym wypadku, odpowiada: Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy. Przez tyle dni żyliśmy z rodziną w kłamstwie.
Przeczytaj rozmowę reportera RMF FM Marcina Buczka z ojcem małej Magdy Bartłomiejem Waśniewskim.