Dopiero za miesiąc dowiemy się, czy w Polsce jest sprzedawana wołowina z domieszką koniny. Tyle potrwają rozpoczęte dziś kontrole w sklepach, hurtowniach i restauracjach - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada.
Eksperci w całej Polsce rozpoczęli pobieranie próbek z wyrobów wołowych. 75 z nich pobiorą urzędnicy Inspekcji Handlowej, a kolejne 75 - inspektorzy odpowiadający za jakość towarów rolno-spożywczych. Ten materiał trafi do badań DNA. Dodatkowo służby weterynaryjne mają kontrolować samą koninę produkowaną w Polsce - chodzi o to, czy zawiera fenylobutazon, czyli niebezpieczny dla ludzi leków stosowany u koni.
Dziś także otrzymaliśmy potwierdzenie, że wołowe hamburgery sprzedawane przez jedną ze śląskich firm do Czech, nie były fałszowane poprzez dodanie do nich koniny. Badania wykazały mniej niż 1 procent zawartości tego mięsa.
Przypomnijmy, że wołowinę z domieszką koniny znaleziono w zakładach w województwach: mazowieckim, łódzkim i warmińsko-mazurskim. Na razie nie podano nazw tych zakładów, bo trwają ustalenia dotyczące źródła pochodzenia tego mięsa. Jak dodał Janusz Związek Główny Inspektorat Weterynarii, takie wyniki uzyskano po przebadaniu 121 próbek mięsa deklarowanego jako wołowe. Sprawę już zgłoszono do prokuratury.
Reporterzy RMF FM jako pierwsi alarmowali, że prokuratura oraz służby weterynaryjne sprawdzają, co stało się z prawie tysiącem ton końskiego mięsa, które sprowadziła do Polski jedna z prywatnych firm. Konina mogła zostać przerobiona i wysłana do Europy Zachodniej.
Według ustaleń naszych dziennikarzy, olbrzymie ilości końskiego mięsa sprowadziła jedna z firm z południa Polski. Towar kupowano u rumuńskich dostawców. Właściciele zakładu utrzymują, że wywozili koninę na Słowację i tam sprzedawali bez żadnych paragonów.
Służby weterynaryjne podejrzewają jednak, że część sprowadzonego do Polski mięsa końskiego została wymieszana z mięsem wołowym. Taki półprodukt mógł trafić do innych krajów europejskich.