Śląski Narodowy Fundusz Zdrowia skontroluje uzdrowisko w Goczałkowicach-Zdroju. Pracownikom Funduszu nie podoba się, w jaki sposób przeprowadzono zapisy na zabiegi. Pacjenci ponad dobę czekali w kolejce, by dostać się do recepcji uzdrowiska. Koczowali m.in. w samochodach.
Jak usłyszał nasz reporter w śląskim oddziale NFZ, uzdrowisko nie miało prawa wyznaczać terminu zapisów na przyszłoroczne zabiegi. Pacjenci powinni być przyjmowani cały czas. Taka sytuacja wyznaczania godziny i dnia zapisów dla pacjentów jest niedopuszczalna i niezgodna z umową. Przyjrzymy się tej sytuacji i na pewno wyciągniemy z niej odpowiednie konsekwencje - mówi Małgorzata Doros ze śląskiego oddziału NFZ. Na pewno na razie upomnimy świadczeniodawcę, że takie sytuacje są niezgodne z umową. Pacjent powinien zostać zapisany na zabieg czy poradę w dniu zgłoszenia - powtarza.
Fundusz zażąda także wyjaśnień od prezesa uzdrowiska. Nasz dziennikarz próbował się z nim skontaktować. Jak jednak usłyszał - prezes jest w delegacji i w pracy będzie dopiero w poniedziałek.
Ponad pół tysiąca osób przez ponad dobę koczowało w kolejce, by zapisać się na zabiegi na przyszły rok. Część pacjentów spędziło noc w samochodach i jednym z budynków. To, co ich spotkało, nazywają skandalem. To jest chore. Ja na przykład jestem z endoprotezą i żebym mogła się rehabilitować, muszę stać całą noc - usłyszał nasz reporter od jednej z pacjentek. To jest służba zdrowia? Żeby mieć w kieszeni od lekarza skierowanie i żeby od godziny 1 tu stać? To jest chora służba zdrowia. Skandal to jest mało powiedziane. Po prostu brak słów - dodawali inni czekający.
W ubiegłym roku nam się nie udało zapisać. My się nie liczymy w ogóle. Najlepiej, gdyby nas nie było, bo pieniądze zostają. Od 11:30 wczoraj czekamy - my, którzy zdrowia nie mamy. To jest karygodne - podkreślali rozżaleni pacjenci.
Zapisy w uzdrowisku zaczęły się o godz. 7:45. Na specjalnej liście pojawiło się 620 nazwisk.
O sprawie na Gorącą Linię RMF FM napisała do nas wczoraj późnym wieczorem pani Anna: