Ratownicy pracujący w kopalni Zofiówka dotarli do górnika, który był uwięziony między rurociągami. Mężczyzna został przetransportowany do podziemnej bazy. Po zidentyfikowaniu lekarz stwierdził, że mężczyzna nie żyje.
To drugi wydostany dziś przez ratowników górnik. Został zidentyfikowany na powierzchni przez kolegów oraz osobę z dalszej rodziny.
Wcześniej odnaleziony, zmarły górnik również był przygnieciony w wyrobisku. Nie ma natomiast ostatecznego potwierdzenia jego tożsamości. Przedstawiciele JSW przypuszczali, że jest to 38-letni pracownik, jednak formalnej identyfikacji jeszcze nie przeprowadzono - ma to nastąpić w poniedziałek, z wykorzystaniem badań DNA.
Jak mówił prezes JSW Daniel Ozon, obecnie ratownicy kontynuują akcję równolegle w dwóch chodnikach; wciąż instalowany jest tzw. lutniociąg doprowadzający powietrze do objętego zawałem rejonu, gdzie prawdopodobnie znajdują się trzej górnicy.
Prezes JSW poinformował, że przedstawiciele kopalni i JSW są w stałym kontakcie z rodzinami poszkodowanych górników, które zostały objęte pomocą psychologiczną.
Obecnie stężenie metanu w rejonie prac ratowników jest w granicach 4 proc., czyli poniżej poziomu wybuchowości tego gazu (wybucha w stężeniu między 5 a 15 proc.), choć są miejsca, gdzie stężenie metanu sięga nawet 24 proc. - stąd m.in. potrzeba stałego napowietrzania i instalacji kolejnych elementów tzw. lutniociągu doprowadzającego powietrze.
W drugim chodniku zainstalowany został natomiast nowy wentylator o zasilaniu elektrycznym (a nie, jak wcześniej, pneumatycznym), podający do wyrobiska dwa razy więcej powietrza.
Zależy nam na tym, aby wtłaczać tędy jak najwięcej powietrza. Myślę, że w ciągu najbliższych dwóch-trzech godzin - w zależności od postępu prac instalacji lutni na tej pochylni - zadecydujemy, czy wysyłać znowu ratowników i zastępy z aparatami - mówił prezes JSW.
Ratownicy pracują w aparatach tlenowych - powietrza starcza w nich na ok. 90-120 minut pracy. Akcję utrudnia też niewielki przekrój wyrobiska (jego wysokość w pierwszej części to 1,5 metra, w dalszej jedynie pół metra) - w niektórych momentach, aby przejść dalej, ratownicy musieli ściągać aparaty i nieść je za sobą.