Niespokojnie było na proteście przeciw ministrowi edukacji i nauki Przemysławowi Czarnkowi w Warszawie: policja siłą usunęła z jezdni kilkoro demonstrantów blokujących al. Szucha. Protestujący domagali się dymisji Przemysława Czarnka.
W okolicach gmachu resortu edukacji i nauki spacerowało - jak donosił reporter RMF FM Krzysztof Zasada - kilkuset ludzi.
Ostatecznie manifestanci zajęli wyłącznie chodniki, ale początkowo kilkoro z nich - w tym jedna z organizatorek manifestacji Katarzyna Suchanow - zablokowało al. Szucha: policjanci siłą usunęli ich z jezdni.
Na miejscu rozbrzmiewały policyjne komunikaty o tym, że zgromadzenie jest nielegalne, na co demonstranci odpowiadali, skandując m.in. hasła znane z protestów Strajku Kobiet: "Solidarność naszą bronią!" czy "Myślę, czuję, decyduję!".
Cel protestujących był jasny: dymisja ministra Przemysława Czarnka, a lista zarzutów pod adresem ministra długa.
Demonstranci skandowali m.in. hasło "Chcemy edukacji - nie indoktrynacji", wielu z nich mówiło naszemu reporterowi również o prezentowanym, według nich, przez ministra braku tolerancji.
"Głosi on homofobiczne hasła, sprzeciwia się prawom człowieka, krzywdzi ludzi swoimi wypowiedziami, nawołuje do nienawiści i przemocy" - wyjaśniał w rozmowie z Krzysztofem Zasadą mężczyzna, który na manifestacji zjawił się z transparentem: "Razem brońmy edukacji".
Od innych uczestników protestu nasz dziennikarz usłyszał, że Przemysław Czarnek "jest pełen nienawiści, pełen jakiejś swojej dziwnej ideologii": "Ta osoba nie powinna pełnić tak ważnych w państwie, tak eksponowanych funkcji".
Przemysław Czarnek znany jest z kontrowersyjnych wypowiedzi.
To zaciekły przeciwnik "ideologii" LGBT. Jeszcze jako wojewoda lubelski zasłynął stwierdzeniem, że marsz równości jest "propagowaniem zboczeń, dewiacji i wynaturzeń". W maju ubiegłego roku zorganizował zaś w urzędzie wojewódzkim uroczystość, podczas której odznaczył samorządy za "ochronę instytucji rodziny przed zagrożeniami ze strony destrukcyjnych ideologii, poprzez włączenie się w akcję ‘Samorząd wolny od ideologii LGBT’".
Głośno było o słowach Przemysława Czarnka nt. roli kobiet, jakie padły w czasie ubiegłorocznej konferencji naukowej na KUL.
"Co zrobić, żeby uderzyć w rodzinę? Trzeba uderzyć w kobietę. Trzeba powiedzieć jej: ‘Nie musisz tego robić, jesteś taka sama jak chłop, idź i pracuj, jeździj na traktorze, na kombajnie, ucz się, rób karierę’. Kariera w pierwszej kolejności, a później może dziecko. Prowadzi to do konsekwencji tragicznych. Pierwsze dziecko rodzi się nie w wieku 20-25 lat, tylko w wieku 30 lat. Jak się pierwsze dziecko rodzi w wieku 30 lat, to ile tych dzieci można urodzić? To są konsekwencje tłumaczenia kobiecie, że nie musi robić tego, do czego została przez pana Boga powołana" - mówił w swym przemówieniu Czarnek.
Kontrowersje budzą również poglądy ministra nt. kar cielesnych wobec dzieci.
W naukowym artykule "Karcenie małoletnich w świetle Konstytucji RP" Przemysław Czarnek pisał m.in.: "Niekiedy istnieje konieczność zastosowania przymusu fizycznego, w tym kary cielesnej (...). Konieczność stosowania tego rodzaju kar wydaje się być oczywista: qui bene amat, bene castigat (kto kocha naprawdę, ten karci surowo), melius est pueros flere quam senes (lepiej płakać w dzieciństwie niż na starość) - mówili starożytni, którym trudno zarzucić wyznawanie nierealistycznej wizji człowieka".
Bez echa nie przeszły również niedawne wypowiedzi ministra na łamach "Naszego Dziennika" nt. polskich szkół i uczelni.
"Nie ma zgody na dominację czy wręcz dyktaturę poglądów lewicowo-liberalnych, zwłaszcza tych radykalnych w treści, wręcz totalitarnych, które opanowały w szczególności szkoły wyższe" - podkreślał szef resortu edukacji i nauki.
W ostatnich dniach natomiast głośno było o wypowiedziach Przemysława Czarnka w kontekście trwających od 22 października protestów przeciw zaostrzaniu prawa aborcyjnego.
29 października minister - pytany o ewentualne konsekwencje, jakie spotkać mogą uczelnie, które dzień wcześniej zarządziły godziny rektorskie, by ich studenci i pracownicy mogli wziąć udział w manifestacjach - ogłosił, że "rektorzy, którzy zachęcają swoich studentów i nauczycieli akademickich do brania udziału w manifestacjach, przyczyniają się do zwiększenia zagrożenia pandemią koronawirusa".
Zapowiedział również, że podejmowane będą "wszelkie niezbędne decyzje (...), które będą niestety wychodziły naprzeciw brakowi odpowiedzialności rektorów w tym zakresie".
Nieco wcześniej w rozmowie z TVP Info zauważył zaś, że jako minister edukacji i nauki ma kompetencje do rozdzielania środków inwestycyjnych dla uczelni, środków na badania, na granty.
"Takie wnioski leżą u nas w ministerstwie i nie mam najmniejszej wątpliwości, że będziemy musieli brać pod uwagę również to, co się dzieje na poszczególnych uczelniach, które narażają na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia nie tylko swoich studentów, ale również ich rodziny (...), zachęcając ich wręcz do wychodzenia na wielkie manifestacje w szczycie pandemii koronawirusa" - stwierdził polityk w wywiadzie.
Z kolei w nocy z 2 na 3 listopada rzeczniczka kierowanego przez Przemysława Czarnka resortu Anna Ostrowska opublikowała komunikat, w którym zagroziła: "Jeżeli potwierdzi się, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach lub sami brali w nich udział, powodując zagrożenie w czasie epidemii i zachowując się w sposób uwłaczający etosowi ich zawodu, będą wyciągnięte konsekwencje przewidziane prawem".