Polscy biegli na zlecenie prokuratury badają cztery nowe przypadki śmierci pacjentów, których operował kardiochirurg Mirosław G. - pisze "Życie Warszawy". Sprawdzają, czy ich śmierć nie była wynikiem błędu lekarskiego, a nawet świadomego godzenia się na skutek w postaci zgonu pacjenta.
Czworo chorych, którymi teraz interesuje się prokuratura, trafiło do szpitala MSWiA w latach 2001-2006. Sześć lat temu dr G. przeszczepił serce 10-letniej wtedy Monice z Gdańska. Dziewczynka trafiła na Wołoską w ciężkim stanie, z zaburzeniami krzepnięcia krwi. Zmarła kilka dni po operacji.
16-letni Wojtek miał wrodzoną wadę serca. Nikt nie chciał go operować. Podjął się tego Mirosław G. Chłopak zmarł kilka dni po zabiegu.
Inna pacjentka, Ewa, miała serce uszkodzone po zawałach. Dwa lata temu przyjechała na konsultacje, ale dostała obrzęku płuc i już została. Kardiochirurg wykonał u niej nowatorski zabieg, tzw. przeszczep heterotopowy.
Ostatni pacjent, który interesuje śledczych to Piotr. W 2006 roku z aresztu przy Rakowieckiej w trybie nagłym trafił na Wołoską. Mirosłąw G. wszczepiał mu zastawki. Pacjent wrócił do aresztu, po jakimś czasie znów trafił na stół operacyjny, bo jedna z zastawek była nieszczelna. Zmarł po wyjściu z więzienia.