Śmigłowiec, cztery limuzyny, pirotechnicy, straż pożarna i policja w pełnej gotowości. Wicepremier Andrzej Lepper był bardzo drogi w utrzymaniu. W zeszłym roku obliczyliśmy, ile kosztowało Polaków kilkadziesiąt minut rządów szefa Samoobrony. Tylko za zużyte przez niego w ciągu jednego dnia paliwo lotnicze musieliśmy zapłacić co najmniej 10 tys. złotych.
20 września wicepremier w przerwie negocjacji koalicyjnych przyleciał na chwilę do Poznania. W stolicy Wielkopolski woziły go dwie rządowe limuzyny w eskorcie policji i oficerów Biura Ochrony Rządu. Lepper wraz ze świtą pojawił się na targach Polagra, by wręczyć puchary – cztery puchary. Następnie odpowiedział na kilka pytań dziennikarzy i wrócił do Warszawy.
Wizyta w Poznaniu była wyjątkowo krótka, natomiast bardzo kosztowna. Reporter RMF FM pytał wtedy wicepremiera, czy nie szkoda mu publicznych pieniędzy na tego typu wojaże. Lepper najpierw trochę na niego nakrzyczał, a potem prosił o przekazanie słuchaczom, że lata i będzie latał rządowym samolotem, nawet na półgodzinne wycieczki, bo jest wicepremierem i mu wolno.
Wielki orszak towarzyszył Lepperowi wcześniej podczas jego wizyt w Ciechocinku i Poznaniu. Z Warszawy rządowy śmigłowiec przywiózł ministra do uzdrowiska. Tam czekały już dwie limuzyny, także ściągnięte ze stolicy. Samochód przewiózł ministra zaledwie kilometr. Krótka debata o rolnictwie, zdjęcia i w drogę, bo czekał Poznań. Auta odwiozły wicepremiera do śmigłowca.
Ten poleciał, a limuzyny wróciły do Warszawy. Dwa wozy przejechały po 400 kilometrów, by z premierem pokonać 2 kilometry po uzdrowisku. W podpoznańskim Wojnowie na ministra czekały dwie kolejne limuzyny...