W Polsce nie pracują tylko te osoby, które tego nie chcą, pisze "Dziennik" i wyjaśnia, że Diagnoza Społeczna 2007, największe w naszym kraju badanie socjologiczne, którego wyniki zostaną podane 1 października, wyraźnie stwierdza, że 12- procentowe bezrobocie jest fikcją.
Według prof. Janusza Czapińskiego, głównego autora Diagnozy Społecznej 2007, rzeczywiste bezrobocie jest w Polsce o połowę mniejsze, niż podają statystyki. - Gdyby za bezrobotnych uznać osoby nie tylko zarejestrowane, ale takie, które są gotowe do
podjęcia pracy i szukają jej, okazałoby się, że bezrobotnych jest 7,6 proc., a nie 12,5. A więc, że w Polsce milion osób nie jest zainteresowanych pracą, twierdzi profesor.
To dlaczego nie chcą pracować? - Z różnych powodów. Wiele osób nie szukających pracy twierdzi, że nie ma odpowiednich kwalifikacji. Jednak aż 18 proc. nie chce iść do pracy, bo... nie chce stracić uprawnień do świadczeń społecznych. Oni uważają, że pracując, zachowaliby się nierozsądnie, bo straciliby coś, co już mają, czyli swoje zasiłki.
Co więc zrobić, żeby tym ludziom zachciało się pracować? - Trzeba ich trochę przydusić, twierdzi prof. Czapiński. - Jeśli się im odbierze łatwe do zdobycia fundusze z opieki społecznej, dzięki którym nie toną, to zabiorą się do pracy. Urzędy powinny działać jak ekonom bez sumienia: dostałeś trzy propozycje, których nie przyjąłeś, tracisz uprawnienia bezrobotnego, a informacja o tym idzie równolegle do opieki społecznej i tam też nie dostaniesz pieniędzy. Uważam, że urzędy pracy powinno się sprywatyzować. Jestem pewien, że wtedy lista potrzebujących opieki społecznej szybko by się skróciła.