Według Bartosza Arłukowicza w onkologii wszystko jest w porządku. Minister zdrowia poinformował, że spotkał się z przedstawicielami koncernu, który spowolnił produkcję leku dla chorych na raka. Miał otrzymać zapewnienie, że w najbliższym czasie produkcja specyfików znów ruszy pełną parą. Czy szef resortu zdrowia naprawdę wie, kiedy leki onkologiczne będą dostępne? Z naszych informacji wynika, że wcale nie będzie to tak szybko. Dotarliśmy do oficjalnego dokumentu producenta, w którym jest mowa o terminach w połowie roku lub późniejszych.
Minister Bartosz Arłukowicz powiedział, że takie sytuacje, kiedy brakuje leków, będą się zdarzać, bo pewne linie są spowalniane z przyczyn technicznych. Po to jest stworzony mechanizm importu docelowego, żeby dyrektorzy szpitali, szefowie oddziałów mogli w sposób skuteczny z tego mechanizmu skorzystać - tłumaczył minister. Import docelowy to procedura sprowadzania leku z zagranicy dla konkretnego pacjenta. Jest on realizowany na podstawie szczegółowych i zweryfikowanych zaleceń lekarza. Arłukowicz - po spotkaniu z przedstawicielami firmy, która spowolniła produkcję specyfiku dla chorych na raka - powiedział, że otrzymał zapewnienie, iż w najbliższym czasie produkcja zostanie uruchomiona.
Jednak z informacji, jakie uzyskała korespondentka RMF FM od szwajcarskiej agencji medycznej Swissmedic wynika, że lekarstwa nieprędko będą dostępne. Dwa z brakujących medykamentów pojawią się dopiero pod koniec lipca, a pozostałe pod koniec roku. Takie szczegółowe dane przekazała Szwajcarom austriacka firma produkująca specyfiki dla chorych na raka.
Agencja Swissmedic opublikowała na swojej stronie kalendarz powrotu na rynek poszczególnych leków (francuskie nazwy specyfików) dla chorych na rakach.
Ponadto - jak dowiedziała się korespondentka RMF FM - Szwajcarzy zostali poinformowani o problemach w dostawach wcześniej niż Polska. Firma wysłała zawiadomienie, że zamierza przeprowadzić remont maszyn produkujących specyfiki, stąd opóźnienia. W przeciwieństwie do Polaków, Szwajcarzy mogą jednak czuć się bezpiecznie. Lekarze, szpitale i apteki mają możliwość kupienia za granicą zamiennik leku onkologicznego. Mogą zakupić takie lekarstwo np. w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii bez zezwolenia władz - powiedział rzecznik szwajcarskiej agencji Daniel Luthi. Zezwolenia potrzebują jedynie firmy.
Reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz usłyszała w środę od zastępcy Bartosza Arłukowicza, że ministerstwo zdrowia zapewni leczenie wszystkim pacjentom, którzy ze szpitala zostaną odesłani z kwitkiem z powodu braku onkologicznych preparatów.
Ponadto wiceminister zdrowia Jakub Szulc przekonywał, aby pacjenci dzwonili do rzecznika praw pacjenta i tam zgłaszali, gdzie są problemy z dostępnością medykamentów. Ten ma informować resort o tym, w którym szpitalu brakuje leków.
Będziemy kontaktowali się ze świadczeniodawcą. Po zasięgnięciu wiedzy w sprawie tego, czego brakuje, będziemy wskazywać, gdzie w danym momencie dany lek można kupić - powiedział Jakub Szulc. Urzędnicy mają też dowiadywać się, jakich leków nie dostał konkretny pacjent. Jeśli nie będzie już czasu na zakupy, mają go kierować do odpowiedniej placówki. Wciąż nie ma jednak systemu, który monitoruje zapasy leków w hurtowniach. Ale ministerstwo wie, gdzie trafiają duże partie specyfików ściąganych z zagranicy, bo samo wydaje zgodę na import. Od piątku przyszły dwie duże dostawy.
To są dostawy, które zabezpieczają miesięczną, dwumiesięczną kurację dla całej Polski - powiedział Szulc. Wiceminister zdrowia przekonuje, że leki rozchodzą się natychmiast, bo szpitale robią zapasy. Dlatego namawia, by w razie kłopotów zwracać się o pomoc bezpośrednio do resortu. Widać wreszcie zdecydowano się tam na jakiekolwiek zarządzanie kryzysem. To właśnie na brak koordynacji i informacji narzekali dyrektorzy szpitali.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w ubiegłym tygodniu, że firma produkująca część leków cytostatycznych ma problemy z zagwarantowaniem ich dostępności. Resort zapewnił jednocześnie, że chorzy na nowotwory nie zostaną pozbawieni dostępu do leczenia. MZ podkreśliło, że firma zapewnia, iż problemy są przejściowe. Dotyczą one nie tylko Polski, ale także Europy i USA.
Polskie władze są odpowiedzialne za zapewnienie chorym na raka dostępu do leków onkologicznych. Ten obowiązek wynika z unijnego prawa.
"Każde z państw Unii ma obowiązek zapewnić dostawy lekarstw na swoim terytorium, tak, aby zrealizować potrzeby pacjentów" - czytamy w oświadczeniu Komisji Europejskiej. O tym obowiązku mówi dyrektywa o produktach leczniczych.
Dla polskich pacjentów oznacza to, że jeżeli rząd nie wywiąże się z tego obowiązku i pacjent nie otrzyma leku, to będzie mógł wystąpić do sądu przeciwko polskim władzom. Także firma, która zobowiązała się do dostarczania leków, ma obowiązek wywiązania się z umowy. Nawet - jeżeli w Polsce sprzedaje swoje leki taniej - niż gdzie indziej. Polskie władze mogą zarejestrować konkurencyjny lek, a firmie, która nie wywiązała się z umowy, cofnąć autoryzację.
Zaburzenia w dostawach leków to problem coraz powszechniejszy na całym świecie. W Stanach Zjednoczonych w zeszłym roku zabrakło na rynku 250 lekarstw.
Jednak w USA sytuacja jest łatwiejsza, bo zaburzenia w dostawach specyfików monitoruje jeden organ - FDA. Każdy, nawet indywidualny pacjent, może tam przesłać informacje o trudnościach z dostępem do lekarstw. Problemy rozwiązywane są z reguły poprzez zakup zamienników od firm konkurencyjnych.
W UE sytuacja jest trudniejsza, bo jest 27 rynków, a lekarstwa są często rejestrowane nie na terenie całej Wspólnoty, ale tylko w poszczególnych krajach. W zeszłym roku wielkim problemem okazał się np. brak leków infuzyjnych do dializy otrzewnowej w Irlandii. Firma, która produkowała specyfiki, była jedyna na rynku, a nie mogła kontynuować produkcji z powodu skażenia produktów. Sytuacja była tak dramatyczna, że konieczna była interwencja UE. Uruchomiono procedury szybkiej rejestracji dla innych firm, by ratować życie pacjentom oczekującym na dializy.